Miłość przeżyje. Buty nie.

Gosia Kościelniak


    Niedawno podczas wycieczki rowerowej koleżanka niefortunnie zdarła lakier z ramy roweru i skrzywiła lekko koło podczas upadku. Nic wielkiego się nie stało. Ona jednak była przerażona, bo rower należał do jej narzeczonego. "On mnie zabije" powiedziała marszcząc nos. Nieco dziwne.

    Zamiast przytulenia i śmiechu ona spodziewała się wymówek i krzyku... Za taki drobiazg.

    Wiele razy byłam świadkiem zbitych dzbanów, zgubionych wiecznych piór, stłuczonych zegarów i reakcji na to: strachu przed partnerem.

    Może się wścieknie, a może nawet zostawi?

    Moja przekora życiowa (z pewnością czasem przesadna) i przeciąganie strun sprawiły, że dosyć wcześnie rozpoczęłam akcję świadomego sprawdzania co jest ważniejsze - przedmioty czy uczucia.

    W swojej młodzieńczej buńczuczności dawno temu włożyłam aparat fotograficzny mojego ówczesnego mężczyzny obiektywem w piasek. W trakcie kłótni. Ryzykując śmiercią. Wygrałam - rozśmieszyłam go i wbiłam się w jego pamięć na resztę życia.

    Kiedyś wyrzuciłam komuś sztalugi malarskie przez okno. Też skończyło się śmiechem.

    Jakiś czas potem, zupełnie gdzie indziej, zupełnie niechcący udało mi się złamać gryf gitary mego przyjaciela podczas kobiecego przesuwania szafy. Tak bardzo było mi przykro. I tak mocno zostałam potem przytulona na pocieszenie.

    Kiedyś wystawiłam na deszcz buty za miliony dolarów, które pewien mężczyzna kochał nad życie.

    Miłość przeżyła. Buty nie.

    Że trafiałam na anioły pełne cierpliwości, a nie na facetów? Hm. Po prostu pomijam milczeniem ile to razy ja musiałam być aniołem...

    Nie namawiam do demolki ani złośliwości. Chcę tylko powiedzieć, że można być sobą do końca. Że można kochać siebie i siebie nawzajem. Bez względu na rzeczy i rzeczy, które się dzieją.

    Niech przykładem będzie opowiastka Paula Harvey'a, prosta i krótka a jak wiele mówiąca.

    Wracając z pracy do domu pewna młoda kobieta spowodowała niegroźny wypadek. Straty były niewielkie, ale ona nie mogła powstrzymać łez. To nowy samochód. Jak ona się pokaże mężowi? Drugi kierowca rozumiał ją, ale i tak musieli spisać swoje dane. Gdy sięgnęła po kopertę z dokumentami, wypadła z niej mała kartka. Ciężka, męska ręka nabazgrała tam słowa:

    "W razie wypadku: Pamiętaj, kochanie, że kocham ciebie, nie samochód."


Strona główna