Epikryza

Monika Kunstman


      Kiedyś miałam nadzieję
      Miała smak miętowy
      Zapach ogórków po burzy
      Kuchni z cynamonem
      I w dotyku jak krople rosy ręką w mokrej trawie
      Albo jak czysta chłodna pościel zanim przyszedł sen

      Nie wiem jakie na ciebie czekają kuchnie i zapachy
      Jakie chmury w dzień letni biedronki w ogrodzie
      Piórka w trawie jakich patyków i sznurków
      Pełne kieszenie jakie potwory w ciemnych kątach nocą

      Synku

      Wkładam cię do koszyka na wodę przyszłości
      Płynie ku brzegom nieznanym
      Tak tu cicho noc szpital lampki aparatów
      Cicho stąpa personel i unosi brwi
      Dyskretny uśmiechnięty profesjonalnie ślepy głuchy
      I niemy tylko szepty tam gdzie trzeba krzyczeć

      Sekundy tną jak nóż do rozcinania papieru
      Kartka po kartce twoja strona niezapisana
      Na mojej
      Czarne bazgroły i nie ma już miejsca
      Na czyste wyraźne linie stół komin i dom
      I słoneczko

      Maleńki

      Masz jak twój ojciec oczy w kształcie migdałów
      Ciemne brwi mojej matki
      Ale pozostają ci jeszcze inne krzywizny odcienie
      Akcenty barwa głosu gesty i uśmiechy

      Te już będą zwierciadłem całkiem innych światów

      Mój palec zaciśnięty w twojej piąstce synku
      To tylko odruch atawizm bez cienia świadomości
      I może bez znaczenia - ale także
      To twardy fakt: trzymasz mnie za rękę
      Mój palec twoja mała dłoń jeszcze chwilę sekundę

      Może pani wróci do siebie tu będzie wizyta

      Już ranek

      "Matka wypisana z oddziału na własne żądanie przed
      ukończeniem drugiej doby po porodzie siłami natury.
      Pozostawia w szpitalu dziecko własne, urodzone dnia...
      Stan zdrowia dziecka dobry.
      Poinformowana o przysługujących jej prawach i postępowaniu.
      Dane osobowe oraz oświadczenie w załączeniu."

      W załączeniu
      Pustka


Strona główna