Naszych matek maleńkie mieszkanka

Michał Bajor

      Mały balkon nasturcja porasta
      I trzepocze na wietrze firanka
      Świecą zmierzchem w ciemnej ścianie miasta
      Naszych matek maleńkie mieszkanka

      Matka dzień o świtaniu zaczyna
      Szarym wróblom okruchy wymiata
      Czasem świeczkę zapali za syna
      Co wyfrunął daleko do świata-

      W matki domu zeschły wrzos i mięta
      Listy, które oszczędziła wojna
      W matki domu codzienność odświętna
      W matki domu powszedniość, powszedniość dostojna

      Biegnący przez huczący kram dnia twego
      Tak dawno już nie byłeś tam...

      Przytulone jak jaskółcze gniazda
      Ciepłym gwarem świergoczą co ranka
      W ciemnej ścianie ogromnego miasta
      Naszych matek maleńkie mieszkanka

      W matki wzroku niepokój odważny
      O dziś, jutro, o dziecko sąsiada
      Tutaj nie ma spraw małych, nieważnych
      Tu każdemu należy się rada

      Przez to miejsce maleńkie i schludne
      Biegnie prosto i dalej gna w przestrzeń
      Twego życia zerowy południk
      Byś mógł sobie określić gdzie jesteś

      Biegnący przez huczący kram dnia twego
      Tak dawno już nie byłeś tam...

      Aż nadejdzie zwyczajny poranek
      I któregoś zwykłego poranka
      Zogromnieją w pałace lustrzane
      Naszych matek maleńkie mieszkanka

      Uśmiech matek ozdobi oblicze
      Matki będą powtarzały sobie
      Że dziś muszą wrócić królewicze
      Zagubieni po świecie synowie

      Każda matka łzę jasną uroni
      Drzwi otworzy niezgrabnie i prędko
      Syn królewicz wrócił szóstką koni...
      Nie, to tylko pan listonosz, z rentą

      Biegnący przez huczący kram dnia złego
      Tak dawno już nie byłem tam... Dlaczego?


Strona główna