Pożegnanie

Stanisław Baliński


      Żegnaj, blasku różowy gasnących wieczorów,
      I ty, gwiazdo, co błyszczysz w natchnionym sonecie,
      I ty, serce, co kochasz z własnego wyboru,
      Przez co ci każdy człowiek ojczyzną był w świecie.

      Żegnaj zadumo mędrca, co wśród nocy ciemnej
      Pochylałaś się w oknie, gdzie kwitnęły róże,
      I szukałaś w obręczach swej wiedzy tajemnej,
      Jak nam przedłużyć życie o jedną noc dłużej.

      Żegnaj, blada melodio minionego wieku,
      Co opiewałaś wolność i miłość narodów,
      I płynąc przez gwar miasta i ciszą ogrodów,
      Szukałaś, niestrudzona, prawdy o człowieku.

      Schylamy się nad wami, jak nad pięknościami,
      Które po to wzniesiono, by je strącić potem,
      I po to nazywano chmurą i pieśniami,
      By je zmieszać z cierpieniem i zadeptać z błotem.

      Lecz kto się raz potęgą natchnienia napoił,
      A teraz musi liczyć porażki i rany,
      Ten należy do słabych i niepokonanych,
      I więcej się ciemności i ciszy nie boi.

      Bo ciemność go nie zdradzi, a cisza wysłucha,
      Pójdą z nim razem ścieżką nieśmiertelnych braci,
      I oddadzą mu kiedyś, gdy minie noc głucha,
      To wszystko, za czym tęsknił, to wszystko, co stracił.

      Na horyzoncie nocy szumią czarne drzewa,
      Którym wbito w korzenie ciernie nienawiści,
      Cień umarłych przyjaciół żegna cię i śpiewa
      Głosem cichszym od szeptu zapomnianych liści.


Strona główna