Dzieci potrzebują ryzyka

Katarzyna Staszak


    Na zjeżdżalni łapię córkę, zanim uderzy pupą w ziemię. Tak narażam ją na otyłość i depresję.

    Ostatnio odwiozłam córkę do żłobka później niż zwykle. Jej grupa właśnie wracała z podwórka - 12 dzieci, z których najstarsze ma 2,5 roku. Wychowawczynie (trzy) ustawiły dzieci gęsiego. Troje najmłodszych wzięły na ręce. Reszta wchodziła na drugie piętro samodzielnie. Jedna z pań szła na końcu, jedna w środku, by w razie jakiegoś upadku zatrzymać efekt domina. Dzieci trzymały się poręczy i wspinały, czasem któreś na chwilę lądowało na czworaka.

    Patrzyłam na to z przerażeniem. Ja wprowadzam córkę po schodach, trzymając ją za obie rączki, w dół zawsze ją znoszę. Nigdy nie pozwoliłam jej wchodzić samej. A jednak sobie radziła. Dzieci wchodzą i schodzą w ten sposób nawet kilka razy dziennie i jakoś nikomu nic się nie stało.

    Od tamtej pory pozwalam jej wchodzić po tych schodach samej. Zazwyczaj. Bo obojętnie, co robi, nie potrafię przestać myśleć o jej bezpieczeństwie. Gdy tylko dotyka drzwi, myślę o tym, że przytnie sobie palce. Gdy je borówki - że może się udławić. Gdy całuje swoje odbicie w lustrze na klatce schodowej - że zjada chemię z płynu do czyszczenia. Gdy idzie z kredką w rączce - że się potknie i wsadzi ją sobie w oko. Przy zjeżdżalni staję z wyciągniętymi ramionami, żeby złapać ją, zanim uderzy pupą w ziemię. Asekuruję ją na huśtawce równoważnej, zamiast usiąść naprzeciwko niej...

    Od bliskich słyszę czasem, że przesadzam. Teraz argumentów dostarczyli im naukowcy.

    Przedstawiciele 14 kanadyjskich instytucji przeanalizowali badania dotyczące podwórkowych zabaw i związanego z nimi ryzyka. W oświadczeniu opublikowanym w "International Journal of Environmental Research and Public Health" nawołują: dajmy dzieciom więcej swobody, bo to korzystne dla ich zdrowia.

    Przekonują, że ryzykowne z punktu widzenia dorosłych wspinanie się, skoki z wysokości, samodzielna zabawa w chowanego, w pobliżu wody itp. budują pewność siebie, rozwijają umiejętność rozwiązywania problemów i pomagają poznać własne granice.

    W przyszłości nienadzorowane dzieci lepiej radzą sobie ze stresem i relacjami z innymi ludźmi. Te, wokół których rodzice wciąż latali jak helikoptery, mają większą skłonność do nieodpowiedzialnych zachowań jako nastolatki. Brak wolności na placu zabaw naraża dzieci także na otyłość - nadzór opiekuna powoduje, że dziecko mniej się rusza.

    A co z wypadkami? Przecież upadek z drabinek może się skończyć poważnym urazem głowy! Cóż, statystyki mówią, że dzieci cierpią raczej przez wypadki samochodowe, a nie przez zabawę.

    Postaram się pamiętać o tym, gdy wychodzimy na podwórko. Konik na sprężynie to nie sprzęt, na którym można stracić zęby, to sposób na emocjonalną równowagę, profilaktyka zdrowotna.

    Katarzyna Staszak ("Gazeta Wyborcza", 15.07.2015)


Strona główna