Wakacje: najstarszy wynalazek ludzkości Andrzej Krajewski
Chęć podróżowania jest jedną z potrzeb zakodowanych w naszej naturze.
Aby ją zaspokoić, ludzie gotowi są ponieść każde koszty, bo nic tak nie
leczy z nużącej codzienności jak wyjazd.
W ubiegłym roku liczba osób zwiedzających świat dla przyjemności przekroczyła
barierę 1 miliarda. Nie jest pewne, czy rekord ten zostanie pobity w tym
sezonie (wszak kryzys wciąż trwa), ale według prognoz działającej przy
ONZ Światowej Organizacji Turystyki już w 2020 r. liczba turystów przekroczy
1,5 mld. Niegdyś niewinne podróże dla przyjemności, dziś stały się jedną
z kluczowych branż światowej gospodarki, decydując o dobrobycie lub popadnięciu
w nędzę licznych krajów. W tak paradoksalny sposób instynkt, który niegdyś
gnał ludzi w nieznane miejsca i pozwolił opanować ziemię, dziś jest jednym
z motorów ekonomicznego rozwoju.
Przez tysiące lat czas płynął zupełnie inaczej. Najszybszym środkiem
transportu był osiodłany koń, zaś najczęściej używanym - własne nogi. Kiedy
Aleksander Macedoński postanowił wyprawić się na podbój Wschodu, dojście
z Grecji do rzeki Ganges w Indiach zajęło jego żołnierzom aż 11 lat. Oczywiście
po drodze stoczyli liczne bitwy i urządzali wiele postojów, jednak co ciekawe,
na to że ich wyprawa trwa zbyt długo, zaczęli narzekać dopiero w dziewiątym
roku marszu. Wcześniej ekspedycja, którą można by określić jako jedną z
największych wycieczek krajoznawczych w dziejach, sprawiała im ogromną
frajdę.
Jednak zwykle ludzie organizowali podróże nie po to, aby coś zniszczyć,
lecz by poznać nowe strony lub wypocząć. Dla tych ostatnich z czasem zaczęły
powstawać miejsca kuszące różnymi możliwościami relaksu. Grecy w swoich
koloniach tworzyli sanktuaria poświęcone mitycznemu lekarzowi - Asklepiosowi.
Prowadzący je kapłani oferowali gościom leczenie dolegliwości za pomocą
kąpieli w świątynnym stawie lub podgrzewanych wannach. Potem kuracjuszom
serwowano masaże, ziołowe preparaty i obrzędy magiczne na poprawę samopoczucia.
Świątynie, przypominające współczesne sanatoria, cieszyły się takim powodzeniem,
że w roku 293 p.n.e. Rzymianie nakłonili grupę kapłanów Asklepiosa, by
założyli ośrodek na leżącej pośrodku Tybru wyspie Insula. Działał on przez
kilka wieków, ciesząc się znakomitą renomą.
Ale Rzym nie przetrwał naporu barbarzyńców, notabene uciekających na
zachód przed Hunami, którzy wyruszyli z głębi Azji, żeby przyjrzeć się
zupełnie im nieznanej Europie. Kataklizm nazwany przez historyków wielką
wędrówką ludów, zmiótł zachodnią cywilizację, a jej podnoszenie się z ruin
trwało kilka stuleci. Dopiero w XII w. na Starym Kontynencie nowe państwa
na tyle okrzepły, że przemieszczanie się bez zbrojnej eskorty okazywało
się możliwe. "A podróż jest wówczas jedynym sposobem ucieczki przed ugrzęźnięciem
na wsi, przed uciążliwościami gromadnego życia rodzinnego, jedynym sposobem
poszerzenia swego doświadczenia i wiedzy, stania się sobą" - zapisał w
"Historii kultury francuskiej" znakomity znawca europejskiego średniowiecza
Georges Duby.
W tym czasie na europejskich szlakach coraz częściej pojawiali się
ludzie pielgrzymujący do świętych miejsc. "Bogaci i biedni, nie dbając
o odległości, licząc na gościnność opactw, miłosierdzie mieszkających po
drodze, puszczają się na miesiące i lata w zawiłe marszruty, z których
- wciąż zbaczając, by żadnej relikwii nie ominąć - zmierzają najczęściej
ku jednej z trzech najsłynniejszych miejscowości chrześcijaństwa: Rzymowi,
Santiago de Compostella albo Jerozolimie" - opisuje Duby. Oficjalnie szli
po to, by w świętych sanktuariach odpokutować przewinienie lub błagać Boga
o spełnienie próśb. Jednak dzięki pielgrzymce każdy mógł zafundować sobie
wakacje trwające czasami nawet kilka lat.
Średniowieczny model turystyki masowej zaczął się zmieniać wraz z pojawieniem
się nowych wynalazków. Pierwszą rewolucyjną zmianę przyniosło wynalezienie
we Włoszech w XV w. karety. Zwykłe powozy nie mogły jechać drogą szybciej
od pieszego z powodu wstrząsów i łatwo pękających osi. W karecie skrzynię
pasażerską zdjęto z osi i zawieszono na skórzanych pasach - ta innowacja
umożliwiała pokonywanie nawet 15 km w ciągu godziny. Początkowo na karety
mogli sobie pozwolić najbogatsi, ale 100 lat później w Anglii zaczęły powstawać
pierwsze firmy przewozowe zapewniające transport każdemu, kto kupił bilet.
Walcząc o klienta, przewoźnicy oblepiali miasta plakatami reklamowymi,
licytując się co do szybkości ich karet. Starali się to także udowadniać
czynami - powodując na drogach zatory oraz liczne kolizje. Na próżno w
1633 r. angielski parlament specjalnym edyktem nakazał ograniczenie liczby
piekielnych pojazdów na drogach królestwa do zaledwie czterystu. Postępu
nie dawało się zatrzymać. Zwłaszcza gdy w XVIII w. karety zastąpiły jeszcze
szybsze dyliżanse.
Ale zupełnie nowa era zaczęła się we wrześniu 1825 r., gdy po torach
łączących Stockton z oddalonym o 15 km Darlington przejechał z szybkością
ok. 20 km na godzinę pociąg George'a Stephensona. "Kiedy pojazd parowy
będzie już powszechny, nie jest zbytkiem śmiałości przypuszczać, że jego
obecna zawrotna prędkość mogłaby wzrosnąć dwukrotnie" - prognozowała wychodząca
w Edynburgu gazeta "The Scotsman".
Szybkość w przemieszczaniu się i możliwość zabrania dużej liczby pasażerów
stanowiły główne atuty kolei. Stało się to widoczne w 1840 r., kiedy aż
1,5 tys. gapiów przyjechało pociągami do Edynburga, by oglądać wjazd do
miasta królowej Wiktorii. Rok później działacz towarzystwa trzeźwości Thomas
Cook przeszedł 15 mil, aby wziąć udział w wiecu swego stowarzyszenia. Podczas
wędrówki miał czas na rozmyślania i wówczas wpadł na pomysł - "z gatunku
tych najprostszych i genialnych: czemu dla wszystkich chętnych z rodzinnego
Loughborough nie wynająć wspólnie pociągu kolei żelaznej do Leicester"
- twierdzi w książce "Peregrynacje, wojaże, turystyka" Antoni Mączka. Rankiem
5 lipca 1841 r. pociąg wynajęty przez Cooka wyjechał w zaplanowaną podróż,
wioząc 570 osób. Organizator wycieczki zebrał tylu chętnych, ponieważ sprzedawał
bilety za symbolicznego szylinga, a wszystkim serwował ciastka i herbatę.
Samą jazdę umilała podróżnym grająca na jednej z wagonowych platform orkiestra.
Po tym sukcesie Cook na kolejną wycieczkę pociągiem, tym razem już do Glasgow,
zabrał 800 osób. Pieniądze, jakie zarobił, wystarczyły mu na założenie
pierwszego na świecie biura turystycznego.
Gwałtowny rozwój indywidualnej turystyki stymulował rozbudowę sieci
kolejowej. W 1851 r. na wybrzeżu brytyjskim istniało 11 miejscowości wypoczynkowych,
a w 1901 r. było ich już 48. Podobny proces mnożenia się atrakcji turystycznych
zachodził w całej Europie i Ameryce.
Miejsca, do których początkowo najchętniej wyjeżdżali na wakacje zamożni
ludzie, niezwykle przypominały kurorty z czasów starożytnych. Już na początku
XIX w. powstawały pierwsze uzdrowiska w okolicach źródeł wodnych o leczniczych
właściwościach. "Wody (uzdrowiska - aut.) są dla lata tym, czym dla zimy
salony" - informowała czytelników w 1806 r. gazeta "Le Journal des Dames".
Jednak kurorty nie zdobyłyby sobie takiego powodzenia, gdyby nie dwóch
samozwańczych reformatorów medycyny. Pierwszy z nich Vincenz Priessnitz,
niemający żadnego wykształcenia mieszkaniec wsi, opracował sposoby leczenia,
jak twierdził, wszelkich dolegliwości za pomocą kąpieli i mokrych okładów.
Założony przez niego ośrodek wodolecznictwa cieszył się takim wzięciem,
że austriacki cesarz Ferdynand I w 1846 r. odznaczył go złotym medalem
zasługi. Metody lecznicze Priessnitza udoskonalił pochodzący z Bawarii
ksiądz Sebastian Kneipp. Sukcesy założonego przez niego kurortu w Woerishofen
sprawiły, iż w krajach niemieckojęzycznych pod koniec XIX w. powstawały
liczne uzdrowiska. I właśnie połączenie życia salonowego z nieustannymi
kuracjami medycznymi stanowiło wówczas kwintesencję udanych wakacji.
Z kolei członkowie elit tęskniący za prawdziwymi emocjami wybierali
wyprawy do egzotycznych krajów, co wymagało długich przygotowań i zabrania
z sobą olbrzymiej liczby bagaży oraz służących do ich przenoszenia. Według
przewodnika turystycznego wydanego w 1847 r. przez Johna Murraya, jadąc
do Egiptu na wycieczkę, należało zapakować: dzban na wodę, miednicę, dywan,
lampę, poduszki, materace i poszewki, po czym na koniec wziąć jeszcze dwie
wanny, w tym jedną przeznaczoną jedynie do mycia nóg. Dla kogoś chcącego
spędzić czas wolny poza uzdrowiskiem pojawienie się biura turystycznego
troszczącego się o wszelkie wygody stanowiło prawdziwy dar niebios. I znów
Thomas Cook potrafił znakomicie odczytać potrzeby potencjalnych klientów.
To właśnie jego biuro w 1865 r. zorganizowało pierwszą grupową wycieczkę
zagraniczną. Inna sprawa, że pojechała ona do przyjaznego dla gości miasteczka
Davos w Szwajcarii. Już niedługo potem Davos i St. Moritz stały się stolicami
europejskiej turystyki zimowej. Z kolei w sezonie letnim najintensywniej
o zagranicznych gości walczył Paryż. Sam cesarz Napoleon III w 1867 r.,
przed Wystawą Światową, reklamował w specjalnym oświadczeniu Europejczykom
tę imprezę. Jednak dużo skuteczniejszą zachętą dla turystów okazywały się
nie deklaracje władcy, lecz marka, jaką sobie wyrobił Paryż wśród artystów,
pisarzy i poetów. Miasto zdobyło pozycję światowej stolicy kultury, a zarazem
najbardziej liberalnego centrum wszelkiej rozrywki.
"Polki, które wybitnie lubią błyszczeć i robić wrażenie, wyróżniają
się nie tyle urodą oblicza, ile piękną postawą, giętkością zgrabnej kibici
i pełnym gracji krokiem. Uwagi godny jest dobry gust, z jakim każda Polka
umie się ubierać" - zapisano w przewodniku turystycznym wydawnictwa Karla
Baedekera z 1888 r., mającym zachęcić podróżnych do odwiedzenia Warszawy.
Minęło niespełna pół wieku, od kiedy Thomas Cook zorganizował pierwszy
wycieczkowy pociąg, a turystyka zdążyła się już stać nieodłącznym elementem
życia dla sporej części mieszkańców Starego Kontynentu.
W błyskawicznym tempie powstawała niezbędna infrastruktura: hotele,
restauracje i nowe trasy kolejowe. Wydawcy książek, po sukcesie pierwszych
przewodników Baedekera, zauważyli, że można zarabiać krocie, drukując poradniki
o tym, gdzie warto pojechać i jak się do tego przygotować. Coraz większa
liczba podróżnych oraz dochód, jaki przynosili, powodowały, że kolejne
rządy znosiły obowiązek posiadania paszportu przy przekraczaniu granic.
Bez żadnych dokumentów można było wjechać na terytorium: Francji, Niemiec,
Austro-Węgier, Holandii, Norwegii, Szwecji i Szwajcarii.
Samo przemieszczanie się przybierało coraz przyjemniejsze formy. Wszystko
za sprawą amerykańskiego przemysłowca i wynalazcy Georga Pullmana. Konstruowane
przez niego wagony sypialne i restauracyjne zapewniały podróżnym niemal
domowe warunki bytowania, oferując: stoły ze szklanymi blatami, wygodne
fotele, szerokie łóżka, a nawet kapliczki, w których odprawiano niedzielne
msze. Tymczasem za progiem czekała już nowa rewolucja. Pociąg mógł dojechać
tylko tam, gdzie doprowadzono szyny, takich ograniczeń nie miał powóz napędzany
silnikiem spalinowym skonstruowany przez Karla Benza.
Pierwsza wycieczka samochodem, do której doszło 3 lipca 1886 r., udała
się jedynie dzięki poświęceniu żony wynalazcy popychającej maszynę na starcie.
A "jeszcze częściej jej pomoc była potrzebna podczas powrotu, kiedy niejeden
raz musiała mnie pchać aż do domu" - zapisał w dzienniku Benz.
Wkrótce dzięki Bercie Benz o automobilu dowiedziała się cała Europa.
Rozłoszczona nieporadnością marketingową męża, dzielna kobieta zapakowała
do auta dwóch synów i pojechała odwiedzić matkę w oddalonym o 120 km mieście.
Przebycie tej trasy zajęło jej cały dzień, bo pod wyższe pagórki wpychała
samochód razem ze starszym synem, podczas gdy młodszy nim kierował. O tej
epopei rozpisywała się potem cała prasa.
Trudne początki samochodu nie złamały późniejszej kariery wynalazku.
Z każdym rokiem nowe modele automobili jeździły coraz szybciej. Nic innego
nie dawało ludziom tak wielkiego poczucia wolności. Nawet wprowadzone do
użytku po I wojnie światowej samoloty pasażerskie.
Ale to była już zupełnie nowa epoka, w której państwa zamknęły granice,
a w totalitarnej III Rzeszy i Związku Radzieckim rządy nadzorowały zbiorowe
wyjazdy na wypoczynek obywateli, dbając by nikomu do głowy nie przychodziły
indywidualistyczne pomysły. Dobre czasy dla turystów stopniowo wracały
po II wojnie światowej, gdy na Zachodzie rosły zarobki i liczba dni wolnych
od pracy oraz długość należnych urlopów. To w połączeniu z coraz lepszymi
środkami transportu sprawiło, że turystyka stała się jedną z istotniejszych
gałęzi gospodarki, a w każde wakacje trwa na całym świecie masowa wędrówka
ludów. Bo przecież ludzie mogą się wielu rzeczy wyrzec, ale nie przyjemności
podróżowania.
|