Medycyna, wózek inwalidzki, nasze dziś i jutro

Marek Śpiewankiewicz

    Kiedy w 1976 r jako młodemu pełnemu energii lekarzowi trafiła się gratka w postaci zaproszenia do odwiedzenia Stanów Zjednoczonych, widząc rysujące się perspektywy dalszej kariery przez myśl mi nie przeszło, że dająca już pierwsze oznaki istnienia choroba doprowadzi mnie do utraty obu kończyn dolnych i w konsekwencji po 16 latach walki wyląduję na wózku inwalidzkim.

    A jednak, stało się to, co miało się stać. Dziś, po 11 latach spędzonych w wózku, chciałbym się podzielić kilkoma refleksjami niepełnosprawnego lekarza. Kiedy uczucie kompletnego zdołowania i psychicznego otępienia po stracie kończyn poczęło ustępować, a w świadomości pojawiły się pytania, co dalej robić, bo przecież żyć trzeba, doszedłem do przekonania, że mimo kalectwa nie powinienem rezygnować z wykonywania swojego wyuczonego zawodu. Sprzyjające warunki wolności gospodarczej i inwalidztwo sprowokowały mnie do kontynuowania zawodu poprzez pracę w domu. Wtedy jako jedyny w byłym województwie posiadałem aparat USG do badań przepływu krwi. Kiedy na takie badanie w ośrodkach wojewódzkich trzeba było oczekiwać około pięciu miesięcy, ja to czyniłem od ręki. Wszystko wskazywało na to, że już nic nie stoi na przeszkodzie, by pracować, zapomnieć o bólu i upokorzeniu i moc żyć godnie.

    Niestety, rzeczywistość po raz wtóry okazała się brutalna, interes po kilku miesiącach padł, a po latach dowiedziałem się, że to moi koledzy po fachu cichutko głosili teorię: jak może pomóc innym skoro nie umiał pomoc sobie. W takich przypadkach kapitalistyczne prawa rynku są bezwzględne.

    Transformacja ustrojowa spowodowała, że będący tabu problem niepełnosprawności począł zaprzątać uwagę prasy, radia i TV. Coraz częściej i głośniej zaczęto mówić o problemach i potrzebach tej społeczności. Dziś to już problem otwarty, jednak bardzo różnie interpretowany w zależności od miejsca. I choć problemy niepełnosprawnych wszędzie są podobne, to inaczej patrzy się na nie w Warszawie, a inaczej w powiatowych miastach Wielkopolski, Kujaw czy środka Polski.

    Mimo że mamy już Kartę Praw Osób Niepełnosprawnych i dość dobrą pod względem prawnym Ustawę o Rehabilitacji i Zatrudnieniu, a jej nowelizacja aktualnie znajduje się w Sejmie, to jednak problemów osób niepełnosprawnych przybywa, a ich realizacja przez powołane do tego celu Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie w wielu miejscach pozostawia dużo do życzenia. Nie wszędzie niepełnosprawny otrzyma od uśmiechniętej urzędniczki pełną informacje o przysługujących mu prawach czy skierowanie na turnus wczasów rehabilitacyjnych. Częściej są to przypadki, kiedy niepełnosprawny w roli intruza musi wydeptywać ścieżki, by się dowiadywać w różnych miejscach, jak poradzić sobie z barierami architektonicznymi w swoim domu, co uczynić by móc skorzystać z celowych programów PFRON-u ułatwiających nabycie potrzebnego sprzętu samochodu czy komputera. Instytucje i osoby odpowiedzialne za usuwanie barier architektonicznych nie bardzo mają chęć, by realizować je od ręki. Biurokratyczne wymogi składania stosu dokumentów powodują, że załatwienie wielu prostych spraw staje się barierą nie do przeskoczenia. Stąd tez nagminnie w małych miastach spotyka się budynki użyteczności publicznej pozbawione podstawowych podjazdów dla wózków inwalidzkich, nie wspominając o luksusie windy. W wielu przypadkach roszczeniowe nastawienie niepełnosprawnych sprawiło, że dość łatwo zapomniano o pięknej borisowskiej zasadzie, pomagamy ludziom, aby pomogli samym sobie i na styku urząd niesprawny obywatel poczęły pojawiać się konflikty. Osobie zdrowej trudno jest zrozumieć podstawowe potrzeby niepełnosprawnych jednak to właśnie zdrowi powinny pamiętać, iż inwalidą zostaje się naprawdę bardzo łatwo.

    Mimo że w raporcie ekspertów Banku Światowego opracowanym dla potrzeb naszego rządu PFRON uzyskał niską ocenę a raport wprost wyklucza jego istnienie oraz radzi zlikwidować renty dla osób lekko niepełnosprawnych, istniejący od wielu lat PFRON systematycznie intensyfikuje i rozszerza swoją pomoc dla niepełnosprawnych. Dziś już bez większych przeszkód można się ubiegać o podstawowy sprzęt rehabilitacyjny, dofinansowanie na wózek elektryczny, komputer czy samochód. Samorządy i organizacje pozarządowe mogą otrzymać dofinansowanie w przeznaczonych dla nich programach celowych "Domino i Partner". Dziś ze zdobyciem nowych czy podniesieniu już posiadanych kwalifikacji nie ma takiego problemu jak przed laty. Istnieją programy i działają organizacje pozarządowe umożliwiające odbycie szkolenia podnoszącego kwalifikacje czy nawet umożliwiające zmianę zawodu.

    To dzięki temu osoby ze znaczną niepełnosprawnością mogą brać czynny udział w podziale coraz większego rynku telepracy. Najlepszym tego przykładem jest Fundacja Matematyków i Informatyków Niesprawnych Ruchowo w Warszawie, która ze środków Unii Europejskiej PHARE zorganizowała i poprowadziła program pilotażowy w zakresie obsługi komputera ECDL (European Computer Driving Licence).

    Są jednak sprawy wymagające naszej szczególnej troski a mianowicie sprawy szeroko pojętej rehabilitacji osób niepełnosprawnych. Mimo że w wielu miastach dzięki współpracy lokalnych samorządów i organizacji pozarządowych tworzone są nowe warsztaty terapii zajęciowej, poszerza się bazę rehabilitacyjną i rozwiązuje się sprawy transportu niepełnosprawnych to jednak  daleko nam do normalności i europejskich standardów. Jesteśmy narodem w centrum Europy w którym 5,5 mln obywateli to osoby o różnej niepełnosprawności. To właśnie u nas niepełnosprawne dzieci po porażeniu mózgowym, chorzy na SM, chorzy psychicznie czy niepełnosprawni ruchowo wymagają jak najdalej idącej troski i pomocy rehabilitacyjnej. Tylko dzięki zapewnieniu pełnej opieki rehabilitacyjnej możemy tym osobom pomoc przezwyciężyć ból przywrócić wiarę i radość życia.

    Los sprawił, że przez całe swoje życie byłem związany z moim rodzinnym miastem. Miastem powiatowym o troszkę zaściankowym charakterze gdzie do pewnego czasu plotka była podstawowym źródłem informacji. Miastem jakich wiele w tej części Polski. Tutaj też mieszkają osoby niepełnosprawne i mają te same problemy, może nawet większe, bo tutaj po prostu trudniej o wszystko. Tutaj bardziej niż w większych aglomeracjach utrudniony jest dostęp do pomocy, rehabilitacji i pracy. W wielu miejscach brak jest podjazdów dla wózków inwalidzkich a wiele z tych, które już istnieją, na pewno nie było budowane z myślą o niepełnosprawnych. Tutaj najważniejsze budynki użyteczności publicznej nie mają wind a budynek administracji szpitala nie posiada nawet podjazdu dla wózka inwalidzkiego. W końcu tutaj istnieje około 20 organizacji pozarządowych zajmujących się problematyką niepełnosprawnych. Organizacji rozdrobnionych, hermetycznie zamkniętych, nie podejmujących wspólnego działania dla dobra nas wszystkich. Inicjatywa kilku energicznych osób po kilku spotkaniach wyzwoliła grupę inicjatywą, co zaowocowało powstaniem wspólnego forum działających stowarzyszeń. Wspólny wysiłek i wspólne działanie niesie nadzieje, że po wieloletnim okresie stagnacji nastąpią istotne zmiany w sytuacji niepełnosprawnych.

    Musimy pamiętać, że osoba niepełnosprawna to też człowiek i wcale nie gorszy od osób pełnosprawnych, nie muszący udowadniać na każdym kroku swojej wartości, posiadający zgodnie z Konstytucją i Kartą Praw Osób Niepełnosprawnych, takie same prawa jak pozostali obywatele. Stosunek do nich to nie jakieś wygórowane ambicje, ale normalny ludzki obowiązek, o jakim należy codziennie pamiętać.

    Łatwiej nam to przyjdzie, jeżeli zapamiętamy słowa byłego prezydenta Niemiec, Richarda von Weizsäckera: "Być pełnosprawnym to tak naprawdę żadna (nasza) zasługa, to dar (od Boga), który każdemu z nas, o każdym czasie może być odebrany."

    Pozwólmy więc niepełnosprawnym i członkom ich rodzin, w jak najbardziej naturalny sposób włączyć się w nasze życie. Chcielibyśmy dać im pewność, że jesteśmy jednością.

    lekarz Marek Śpiewankiewicz


Strona główna