Alina

Jan Lechoń

      Wiatr wiosenny z ulicy porwał garstkę śmieci
      I niesie strzępy gazet z otwartych lufcików.
      Nad ściekiem, gdzie się z krzykiem bawią brudne dzieci,
      Przystanął biedny wózek z pękami goździków.

      Jak welon płynie za mną smuga lekkiej woni
      I staje się znów żywe, co spało tajemnie.
      Powracasz znów, umarła, i widzę w twej dłoni
      Goździki, któreś wtedy dostała ode mnie.

      W mym sercu jak w bursztynie na zawsze przetrwały,
      Choć ziemią przywalone: twych włosów ozdobny
      Kask złoty i kształt cudny twojej ręki białej
      I głos twój do żadnego w świecie niepodobny.


Strona główna