Są tacy cichociemni
Ogromnie nieprzyjemni
Którzy mnie śledzą,
I jak tylko coś zbroję,
To zaraz żonie mojej
Wszystko powiedzą....
Nie wiem czy to blondyni,
Bruneci czy szatyni
Czy może rudzi?
Czasem myślę, że w tłumie
Jakoś ich poznać umiem,
A guzik...
Kończą się dla mnie marnie
Kina, parki, kawiarnie
I spacery en deux,
Wracam do domu: w progu
Stoi żona. Jej bogu!!!!
Już wszystko wie!
Myślę, dziwię się szczerze,
Skąd ona forsę bierze
Na to śledztwo bez przerwy i luki?
Jak się z nimi oblicza?
Czy mają u niej ryczałt,
Czy są płatni - że tak powiem - od sztuki?
Kiedyś z jedną Kwiatkowską
NA pustynię Błędowską
Pojechałem, bo tam duży horyzont,
Równina, słońce świeci,
Więc już żadni faceci
Nie ukryją się i nie zbliżą,
Okolica puściutka,
Spostrzegłbyś krasnoludka,
Sytuacja wyraźna i prosta!
Niestety.... bez rezultatu...
Opuchlizna - o, ta tu -
To nie żadna, proszę państwa, okostna...
Cichociemni mnie śledzą,
Wszystko żonie powiedzą,
Życie w trosce i smutku mi płynie,
Tylko Jaś kumpel twierdzi
Że skąd, nikt mnie nie śledzi,
Tylko że każda, żona jak jest trochę wprawiona,
To od razu wszystko pozna po... minie.