Deszcze

Krzysztof Kamil Baczyński

      Deszcz jak siwe łodygi, szary szum
      a u okien smutek i konanie.
      Taki deszcz kochasz, taki szelest strun,
      deszcz - życiu zmiłowanie.

      Dalekie pociągi jeszcze jadą dalej
      bez ciebie. Cóż? Bez ciebie. Cóż?
      w ogrody wód, w jeziora żalu,
      w liście, w aleje szklanych róż.

      I czekasz jeszcze? Jeszcze czekasz?
      Deszcz jest jak litość - wszystko zetrze:
      i krew z bojowisk, i człowieka,
      i skamieniałe z trwóg powietrze.

      A ty u okien jeszcze marzysz,
      nagrobku smutny. Czasu napis
      spływa po mrocznej, głuchej twarzy,
      może to deszczem, może łzami.

      I to, że miłość, a nie taka,
      I to, że nie dość cios bolesny,
      a tylko ciemny jak krzyk ptaka,
      i to że płacz, a tak cielesny.

      I to, że winy niepowrotne,
      a jedna drugą coraz woła,
      i to, jakbyś u wrót kościoła
      widzenie miał jak sen samotne.

      I stojąc tak w szeleście szklanym,
      czuję, jak ląd odpływa w poszum.
      Odejdą wszyscy ukochani,
      po jednym wszyscy - krzyże niosąc,

      a jeszcze innych deszcz oddali,
      a jeszcze inni w mroku zginą,
      staną za szybą jak ze stali
      i nie doznani miną, miną.

      I przejdą deszcze, zetną deszcze,
      jak kosy ciche, i bolesne,
      i cień pokryje, cień omyje.

      A tak kochając, walcząc, prosząc
      stanę u źródeł - studni ciemnych,
      w groźnym milczeniu ręce wznosząc;
      jak pies pod pustym biczem głosu.

      Nie pokochany, nie zabity,
      nie napełniony, niedorzeczny,
      poczuję deszcz czy płacz serdeczny,

      Że wszystko Bogu nadaremno.
      Zostanę sam, ja sam i ciemność.
      I tylko krople, deszcze, deszcze
      coraz to cichsze, bezbolesne.


Strona główna