Elegia pożegnalna

Jan Brzechwa


      W dalekim lesie ciało dogorywa,
      Wiatr zachmurzony wśród gałęzi śni,
      Stoisz nade mną cała nieprawdziwa
      I liczysz moje dni.

      Brzozy młodnieją i białą bibułką,
      Bibułką białą łuszczą swoje pnie,
      Serce zamarło w trwodze przed kukułką,
      Co już skazała mnie.

      Ty i kukułka - dwa złowieszcze głosy,
      Które witają, gdy pożegnać chcą,
      A wkoło wrzosy, zeszłoroczne wrzosy
      Całe pokryte rdzą.

      Banalny pejzaż smuci twarz pobladłą,
      Sączy się z nieba lazurowy czad.
      Na mchu pożółkłym białe prześcieradło
      Zakreśla cały świat.

      Stoisz i milczysz wątłą swą żałobą,
      Ale już dla mnie zdasz się garścią mgły,
      Garścią obłoków, które razem z tobą
      Płakać aż tutaj szły.

      Zostaw samego mnie. I bądź szczęśliwa.
      Słońce zachodzi, więc już idź, już idź!
      Śmierć to jedyna liryka prawdziwa,
      Dla której warto żyć.


Strona główna