Kiedyś miałam nadzieję
Miała smak miętowy
Zapach ogórków po burzy
Kuchni z cynamonem
I w dotyku jak krople rosy ręką w mokrej trawie
Albo jak czysta chłodna pościel zanim przyszedł sen
Nie wiem jakie na ciebie czekają kuchnie i zapachy
Jakie chmury w dzień letni biedronki w ogrodzie
Piórka w trawie jakich patyków i sznurków
Pełne kieszenie jakie potwory w ciemnych kątach nocą
Synku
Wkładam cię do koszyka na wodę przyszłości
Płynie ku brzegom nieznanym
Tak tu cicho noc szpital lampki aparatów
Cicho stąpa personel i unosi brwi
Dyskretny uśmiechnięty profesjonalnie ślepy głuchy
I niemy tylko szepty tam gdzie trzeba krzyczeć
Sekundy tną jak nóż do rozcinania papieru
Kartka po kartce twoja strona niezapisana
Na mojej
Czarne bazgroły i nie ma już miejsca
Na czyste wyraźne linie stół komin i dom
I słoneczko
Maleńki
Masz jak twój ojciec oczy w kształcie migdałów
Ciemne brwi mojej matki
Ale pozostają ci jeszcze inne krzywizny odcienie
Akcenty barwa głosu gesty i uśmiechy
Te już będą zwierciadłem całkiem innych światów
Mój palec zaciśnięty w twojej piąstce synku
To tylko odruch atawizm bez cienia świadomości
I może bez znaczenia - ale także
To twardy fakt: trzymasz mnie za rękę
Mój palec twoja mała dłoń jeszcze chwilę sekundę
Może pani wróci do siebie tu będzie wizyta
Już ranek
"Matka wypisana z oddziału na własne żądanie przed
ukończeniem drugiej doby po porodzie siłami natury.
Pozostawia w szpitalu dziecko własne, urodzone dnia...
Stan zdrowia dziecka dobry.
Poinformowana o przysługujących jej prawach i postępowaniu.
Dane osobowe oraz oświadczenie w załączeniu."
W załączeniu
Pustka