Powiesić się, rzucić pod pociąg?

Artur Kubanik


    Mam 56 lat, dwoje dorosłych dzieci i pięcioletniego synka z drugiego związku. Mieszkam w Tarnowie. Jestem na rencie. Byłem dziennikarzem prasowym, od 1989 roku menedżerem, wreszcie dyrektorem dużej firmy. Ten wyścig spowodował wypalenie, zmęczenie. Do tego doszła borelioza, która zrobiła spustoszenie w moim organizmie, zniszczyła kości. Wziąłem urlop dla poratowania zdrowia. W 2012 złamałem rękę z rozszczepieniem kości promieniowych. Miałem dwie operacje, podczas drugiej wstawiono mi metal usztywniający. I wtedy zaczął się ból. Po szeregu badań chirurdzy zdiagnozowali zespół Sudecka.

    Od tamtego czasu jestem na silnych lekach przeciwbólowych. Ból jest na tyle dotkliwy, że niektórzy chorzy na zespół Sudecka błagają o amputację kończyny. Nie pomaga żadna rehabilitacja, nie pomogło usunięcie metalowej płytki. Chirurg, reumatolog, lekarze w poradni leczenia bólu - nikt nie umie mi pomóc. Wszyscy mówią: niech pan jeszcze wytrzyma. A ja kolejne lata trwam w nadziei, że coś się zmieni. W Polsce do cierpienia katolickiego dokłada się jeszcze cierpiętnicza wizja narodowa. Nawet wśród lekarzy, ludzi światłych, pokutuje wizja, że cierpienie jest nieodłączną częścią choroby, i nie walczy się z bólem tak, jak by można. Leki przeciwbólowe kojarzone są z narkotykami, a to kolejne tabu. Nie daję mojej zgody na to. Mówię "nie" dla cierpienia!

    Jestem wierzący niepraktykujący. Wychowałem się w katolicyzmie, byłem ateistą, w końcu zacząłem traktować ideę siły wyższej jako wyraz pokory. Człowiek jest wielki, ale nie może wszystkiego. Nie wierzę w proste religijne "niebo", ale nie chce mi się wierzyć, by tak skomplikowany mechanizm jak człowiek i cała jego energia w jednej chwili miał się marnować.

    Z ideą eutanazji zetknąłem się kilka lat temu, gdy zrobiło się o tym głośno w mediach. Poczułem, że to pomysł zgodny z moim poczuciem wolności. Pozwala na godne odejście, na spokojne przygotowanie do tego bliskich, pożegnanie się. Wolność zawsze była najwyższą dla mnie wartością. Z tego wypływają konsekwencje - prawo do eutanazji jest jedną z nich.

    To także kwestia dumy. Nie chciałbym być dla kogoś - czy dla bliskich, czy dla instytucji - kłopotem, udręką. Tak jak mój dziadek. Kiedy stwierdził, że jego życie nie ma już sensu, przestał przyjmować lekarstwa i szybko umarł.

    Uważam, że w eutanazji objawia się pełnia człowieczeństwa. Gdyby była legalna w Polsce, być może bym z niej skorzystał. A nawet gdybym nie skorzystał, miałbym komfort psychiczny, poczucie bezpieczeństwa.

    Raz podjąłem próbę samobójczą. Gdy po dwóch dobach zostałem wybudzony, przekląłem ten świat. Czemu znowu tu jestem? Bolesne przeżycie, które tym bardziej skłania mnie do poparcia prawa do eutanazji.

    Także teraz, gdy choruję, przychodzą mi w najgorszych chwilach myśli, żeby z tym skończyć. Ale widziałem raz sąsiada, który powiesił się na strychu, i nie był to widok godny człowieka... Nie chciałbym, żeby moi bliscy po raz ostatni tak mnie właśnie zobaczyli. Zazwyczaj skuteczne jest rzucenie się pod pociąg, ale dlaczego mam narażać na traumę maszynistę?

    Podjąłem już jedną ważną decyzję - potwierdziłem u notariusza donację moich zwłok dla katowickiej Akademii Medycznej. Bliscy nie będą mieli ze mną kłopotu - wystarczy po mojej śmierci zadzwonić do Akademii, a oni mnie odbiorą. To nie było łatwe dla mojej partnerki. Były łzy, były pytania, czy jestem pewien swojej decyzji. Ale ja lubię przeciwstawienie się nieuchronnemu. Umrę, a jednak jeszcze się jakiś czas przydam. Nie jest to chyba częste, bo notariusze w ogóle nie wiedzieli, o co mi chodzi, dopiero trzeci zechciał się zająć tą sprawą.

    Najcudowniejszym rozwiązaniem byłoby zaśnięcie i nieobudzenie się. Najgorszym - bycie "warzywem", które trzeba poić, karmić, przewijać. Chciałbym się przed tym uchronić. Jeśli nie będę miał prawnej możliwości eutanazji, zapewne powróci pomysł samobójstwa.


    Drzwi są zawsze otwarte

    Tadeusz Bartoś, filozof i teolog, profesor Akademii Humanistycznej w Pułtusku

    Bliski mi jest klasyczny brytyjski liberalizm: człowiek ma prawo żyć zgodnie z własnym pomysłem na życie, a jego wolność ograniczona jest jedynie zakazem krzywdzenia drugiej istoty.

    Ta reguła dotyczy też odbierania sobie życia. Dorosły człowiek ma prawo do decydowania o swoim życiu i śmierci i nie wolno mu tego prawa odbierać. Stoicy mówili: drzwi są zawsze otwarte. To kwestia ludzkiej godności.

    Testament życia jest jednym z instrumentów realizacji tego prawa. Nie chodzi tu o namawianie do eutanazji. Wręcz przeciwnie! Jednak zachęcanie do dalszego życia, wsparcie najbliższych itp. nie mogą przerodzić się w zakaz, pozbawienie kogoś prawa do decydowania o własnym życiu. Idzie o to, by nikt nie został w kwestii własnego końca ubezwłasnowolniony, pozbawiony podstawowych praw, jak ma to miejsce teraz.

    Eutanazję legalizuje się nierzadko w krajach tradycyjnie protestanckich, indywidualna wolność jest tam od jakiegoś czasu w większym poszanowaniu. Nasze państwo pod rękę z Kościołem katolickim traktuje obywateli jak dzieci, jak swoją własność, chce za nich decydować - to istota mentalności autorytarnej. Kościół wciąż mówi milionom ludzi, jak mają żyć i co mają myśleć, sugerując, że bez jego wskazań zapanowałaby samowola. To jest wielka mistyfikacja. Nie istnieje jedna moralność, a porządek etyczny społeczeństwa nie jest uzależniony od wyboru opcji katolickiej.

    Kościół katolicki potępia eutanazję, podobnie jak samobójstwo, głosi, że to Bóg ma prawo decydować o ludzkim życiu, a nie człowiek. To właśnie jest ubezwłasnowolnienie. Cierpienie, uczy katolicyzm, może być dobre, bo prowadzi do zbawienia: męczennicy cierpieli, Jezus cierpiał, jeśli i ty cierpisz - cierpisz razem z nimi.

    Potrzeba nam w Polsce zmiany mentalności. Społeczeństwo obywatelskie polega na tym, że jeśli jakaś grupa obywateli czegoś potrzebuje, to jej się to umożliwia. Jeśli geje potrzebują związków partnerskich lub małżeństw, to nie ma powodu, by im tego zabraniać. To jest ich niezbywalne prawo. Podobnie rzecz dotyczy innych ludzkich praw. Na szczęście żyjemy w sąsiedztwie krajów liberalnych, poglądy stamtąd przenikają do nas. Niewykluczone więc, że dotrze do nas także postawa większego respektowania ludzkiej godności, autonomii, prawa do samostanowienia. A raz zasmakowanej wolności trudno będzie się wyrzec.

    Polscy katolicy w swojej masie już dziś są dosyć autonomiczni, mają własne zdanie w kwestiach kontrowersyjnych wskazań katolickiej etyki i samodzielnie wybierają to, co uważają za słuszne. Prawo do decydowania o swoim życiu budzi jednak niepokój, bo dotyka problemu własnej śmierci. Ludzie nie lubią o tym myśleć. Wolą zamieść problem pod dywan, wierząc, że pełne cierpienia umieranie nigdy ich nie spotka.


    Eutanazja. Gdzie legalna?

    Euthanasia (z greki) - dobra śmierć. Możliwie bezbolesne przyspieszenie lub niezapobieganie śmierci mające na celu skrócenie cierpień chorego człowieka.

    Eutanazja jest legalna w Holandii (od 2002, ale stosuje się ją od lat 70.), Belgii (od 2002, od 2014 - także dzieci), Luksemburgu (od 2008), Albanii (od 1999), Japonii i amerykańskich stanach Teksas i Oregon. W Szwajcarii chory musi być w stanie przyjąć samodzielnie śmiertelny środek przy asyście pomagających mu osób. W Niemczech legalne jest od 2010 wspomagane samobójstwo, jeśli pacjent zażyczył sobie zakończenia sztucznego podtrzymywania przy życiu.

    Zalegalizowanie eutanazji popiera większość Hiszpanów, Czechów i Szkotów.

    Według badań CBOS z 2009 r. większość badanych Polaków (61 proc.) uważa, że w przypadku nieuleczalnie chorego, którego cierpieniom nie można ulżyć, na prośbę jego i jego rodziny lekarz powinien móc skrócić życie pacjenta za pomocą bezbolesnych środków. W 2013 r. 65 proc. Polaków było za zaprzestaniem podtrzymywania życia nieprzytomnych pacjentów z uszkodzonym mózgiem, a 53 proc. za przyspieszeniem śmierci nieuleczalnie chorych na ich prośbę.

    Według badań CBOS z 2013 roku 60 proc. badanych Polaków jest za wprowadzeniem do polskiego prawa testamentu życia - oświadczenia, że w przypadku trwałej utraty świadomości nie chcemy, aby stosowano wobec nas działania podtrzymujące życie. Na własnoręczne podpisanie takiego oświadczenia zgodziłaby się połowa badanych.

    Zdecydowanym przeciwnikiem eutanazji jest Kościół katolicki. Jednak nawet wśród ludzi Kościoła można znaleźć jej zwolenników. Zalicza się do nich Hans Küng, katolicki duchowny, profesor teologii, chory na demencję, parkinsona i zwyrodnienie plamki żółtej w oku. Uważa, że Bóg podarował mu co prawda życie, ale i wolność, by mógł być za nie odpowiedzialny. Dlatego ma prawo zadecydować, kiedy odejść.

    Monika Redzisz ("Gazeta Wyborcza", 4.06.2014)


Strona główna