Jak na młodzież działa marihuana

Aleksandra Szyłło


    Marihuana, jak każdy środek psychoaktywny (np. alkohol), może przyspieszyć ujawnienie zaburzeń psychicznych, jeśli osoba jest na nie podatna. Takim wyzwalającym impulsem może być też śmierć kogoś bliskiego albo rodzinna Wigilia - mówią Łukasz Ługowski i Artur Lutarewicz z Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii "Kąt" w Warszawie.

    Aleksandra Szyłło: 16-letni Staś popełnił w Wigilię samobójstwo. Jego rodzice mówią, że byli normalną rodziną, rozmawiali z synem o wszystkim, ale nie mieli pojęcia, że syn pali marihuanę.

    Łukasz Ługowski, dyrektor Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii "Kąt": Po pierwsze, nie zrzucajmy winy na marihuanę. Jeśli z powodu tragedii Stasia i jego rodziny znów zaczniemy w Polsce wojnę z narkotykami opartą na restrykcjach i karaniu, to przegraliśmy. Czytam o Stasiu w mediach i niepokoi mnie wiele wątków: chłopiec mieszał różne substancje psychoaktywne, w tym leki psychotropowe, a jego rodzice nic o tym nie wiedzieli, pomimo że - jak twierdzą - "rozmawiali z synem na wszystkie tematy i nie było tabu". Nie mogę oceniać tej rodziny, bo jej nie znam, ale mam ponaddwudziestoletnie doświadczenie w pracy z młodzieżą. Mogę powiedzieć, że marihuana, jeśli w ogóle miała jakiś wpływ na to, co się wydarzyło, to jedynie poboczny. Twierdzę, że rodzice i opiekunowie nie powinni skupiać się na walce z marihuaną, nawet jeśli dziecko pali, tylko na rozwiązywaniu ewentualnych problemów emocjonalnych dziecka, na walce z jego "dołem".

    Od terapeutów uzależnień słyszałam, że ktoś raz zapalił marihuanę i znalazł się w szpitalu psychiatrycznym.

    - Zdarzają się takie przypadki, ale bardzo sporadycznie. Marihuana, jak każdy środek psychoaktywny (np. alkohol), może przyspieszyć ujawnienie zaburzeń psychicznych, jeśli osoba jest na nie podatna. Może np. ujawnić schizofrenię czy stan psychotyczny. Pamiętajmy jednak, że takim impulsem są nie tylko zażywane substancje, ale też sytuacje. Bardzo wiele osób zostało np. przyjętych na oddziały psychiatryczne tuż po śmierci Jana Pawła II. "Wyzwalaczem" chorób jest też zakochanie się. A u ilu osób katastrofa smoleńska wywołała zaburzenia psychotyczne?

    Po tych przykładach widać, że nie ma sensu oskarżać impulsu, bo jak mieć pretensje do papieża za to, że umarł? Dla wielu osób negatywnym impulsem może być też Wigilia. Konieczność spędzenia czasu z rodziną, w której nie ma porozumienia, sztuczna atmosfera bywa traumą niemal tak mocną jak rozwód w rodzinie czy śmierć bliskiej osoby.

    Podkreślmy natomiast, że jedna czwarta nastolatków miała styczność z marihuaną, ale zdecydowana większość popala rekreacyjnie. To mniej szkodliwe niż wypicie kieliszka wódki, nauka już dawno to udowodniła.

    Mamy zatem pozwalać dziecku zapalić, gdy będzie nastolatkiem?

    - Pierwszy punkt wszystkich programów "redukcji szkód" brzmi: najlepiej nie bierz, nie pal. Co do tego wszyscy się zgadzamy. Tyle że niektórzy pomimo to palą. Pytanie, co z tym zrobić.

    Co?

    Artur Lutarewicz, psycholog Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii "Kąt": Zróbmy ćwiczenie. Przychodzi do pani 18-latek, syn przyjaciółki. Mówi: "Idę wieczorem na imprezę i chyba zapalę tam trawę. Masz dla mnie jakieś rady?". Co by mu pani powiedziała?

    Nie wiem.

    Ługowski: My, rodzice, często zachowujemy się tak, jakbyśmy nigdy nie byli nastolatkami, jakbyśmy nie znali tego stanu. Jakby to był sen, z którego się wybudziliśmy i on już wyleciał nam z pamięci.

    Lutarewicz: Proszę spróbować.

    Pewnie bym powiedziała: sprawdź, co będziesz palił, bo dilerzy dokładają do marihuany różne śmieci.

    Lutarewicz: Bardzo ważna sprawa. Najlepiej, żeby to była trawa wyhodowana przez kogoś znajomego. Diler sprzeda każdy syf, byle zarobić. Kontrola nad jakością marihuany to zresztą ważny argument jej legalizacji.

    Powiedziałabym jeszcze: zrób to z kimś zaufanym.

    Ługowski: Doświadczonym.

    Dałabym mu na taksówkę, żeby bezpiecznie wrócił do domu.

    Lutarewicz: Bardzo dobrze. Dodałbym do tego: nie mieszaj trawy z innymi substancjami, jak alkohol. A jeśli i tak wiesz, że będziesz mieszał, to najpierw zapal, żeby zobaczyć, jak się po tym poczujesz, bo to dla ciebie coś zupełnie nowego. I najistotniejsze: jeśli cokolwiek się stanie, nie wahaj się dzwonić po karetkę i policję. Życie jest najważniejsze. Pamiętaj, że bycie pod wpływem nie jest karalne!

    A może regularnie robić dziecku testy na obecność narkotyków?

    Ługowski: Kiedyś, gdy zakładaliśmy nasz ośrodek, męczyłem wszystkich takimi testami moczu. I wie pani, jaki był skutek? Jedna z absolwentek wyznała mi kiedyś: gdy czuliśmy, że zbliża się test, to przerzucaliśmy się chwilowo na coś innego.

    To jak wyścig Armstronga z komitetem antydopingowym: oni go gonią i testują, podejrzewają, a sportowiec jest zawsze o krok do przodu, kombinuje, jak przechytrzyć.

    Skończyłem z testami, gdy się zorientowałem, że moi wychowankowie przynoszą w torebkach foliowych czysty mocz "na wypadek testu". Gdy się już nauczyłem, że muszę sprawdzać, czy mocz nie jest zimny, oni ogrzewali go w torbach przyklejanych na brzuchu. Zabawa w kotka i myszkę. Teraz wiem, że jedyne, na czym warto się opierać, to budowanie zaufania. Testuję tylko w ekstremalnych przypadkach, gdy po kimś ewidentnie widać, że regularnie jest pod wpływem, a nie przyznaje się.

    I co wtedy?

    Ługowski: Z naszej szkoły nigdy nie wyrzucamy bez możliwości powrotu. Jeśli uczeń podejmie wysiłek i spełni postawione mu warunki - może wrócić. Testowanie to pozornie łatwe rozwiązanie. W rzeczywistości jest wykopywaniem rowu między dzieckiem a wychowawcą czy rodzicem. Najlepsze skutki daje budowanie zaufania i akceptacji. Polecam minimum reguł. W naszej szkole obowiązują tylko trzy zasady, za to są egzekwowane: zero agresji, zero ćpania (w szkole) i obecność na 80 proc. zajęć. Rodzice czy nauczyciele, którzy tworzą stos zakazów i nakazów dotyczących paznokci, włosów, układania sztućców, powodują, że nie ma miejsca na porozumienie z dzieckiem...

    ...które często ma "doła" i musi sobie z nim samo radzić.

    Ługowski: Zmaga się z podobnymi problemami jak wszystkie poprzednie pokolenia - akceptacją rówieśników, kłopotami w domu, sprawami płci. Problem polega na tym, że rodzice często tylko pozornie chcą ze swoim dzieckiem rozmawiać. Ale jeśli chłopak odkrywa np., że jest gejem, to nie ma się z kim tymi uczuciami podzielić.

    Dzisiejsza młodzież znacznie wyprzedza swoich rodziców, jeśli chodzi o wiedzę w pewnych ważnych dziedzinach. Rodzice np. nic nie wiedzą o narkotykach, komputerach czy telefonach komórkowych. Tyle że brak wiedzy o narkotykach jest szczególnie niebezpieczny. Dzieci śmieją się z nas (zasłużenie) i (o zgrozo!) czerpią wiedzę od kolegów.

    * Łukasz Ługowski jest dyrektorem Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii "Kąt" w Warszawie. To szkoła dla młodzieży, która np. z powodu problemów emocjonalnych nie mogła się uczyć w innych miejscach. W Kącie jest gimnazjum i liceum, a uczniowie są pod opieką terapeutów.

    * Artur Lutarewicz jest tam psychologiem.

    Aleksandra Szyłło ("Gazeta Wyborcza", 23.01.2013)


Strona główna