Święta bez Judasza i żegnania żuru

Mariusz Goss, Agnieszka Niewińska, Matylda Młocka


    Wielkanoc jest coraz uboższa w tradycje. Zanika nie tylko folklor, ale nawet zwyczaj rodzinnych spotkań. Eksperci wytykają, że dziś palmy wielkanocne zwykle są kupowane w sklepach. Rzadko kto, jak dawniej, robi je własnoręcznie.

    - Żal mi tradycji śmigurtowego poniedziałku - wzdycha Jan Kulig, wójt Łapanowa w Małopolsce. - O czwartej rano młodzi przebrani w czapki plecione ze słomianych warkoczy i z pomalowanymi twarzami chodzili od gospodarstwa do gospodarstwa, zbierając jaja. Każdy gospodarz chciał, by do niego też zaszli.

    Śmigurtowy poniedziałek jest jednym z wielu zanikających zwyczajów. W Wielką Środę na Śląsku i w środkowej Polsce z wież kościołów zrzucano słomianą kukłę ubraną w łachmany. Symbolizowała Judasza. - Nastoletni chłopcy rwali ją i palili, co miało oznaczać pokonanie zła - opowiada Aldona Plucińska z Muzeum Etnograficznego w Łodzi. - W tym akcie mieszały się elementy wierzeń chrześcijan i pogan.

    Tradycja ta była obecna też na Podhalu, ale dziś mało kto o niej pamięta. - Wypieki, ścisły post, święconka, porządki - wylicza Jan Łacek, sołtys Murzasichla na Podhalu. - Judasz? Nie słyszałem...

    Dawniej pod koniec postu przybijano też śledzia do drzewa i urządzano pogrzeb żuru - zakopując garnek z nim na rozstaju dróg czy tłukąc go na progu. Symbolizowało to koniec postu, podczas którego żur i śledzie były głównymi potrawami.

    Aleksander Robotycki z Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie dodaje, że straciliśmy też jeden świąteczny dzień. - W poniedziałek to chłopcy wodą oblewali dziewczyny. We wtorek było na odwrót - przypomina.

    - Robiło się też różne psoty sąsiadom w nocy Wielkiego Czwartku - zaznacza wójt Kulig. - A to przestawiano wóz, a to związywano bramę. Dziś robi się to już bardzo rzadko - mówi i dodaje, że jego stronach utrzymuje się jeszcze wielkopiątkowy zwyczaj wtykania w pole krzyżyków zrobionych z wielkanocnych palm. Mają chronić gospodarstwo przed klęskami żywiołowymi. - Tylko czy młodzi będę to kontynuować? - zastanawia się.

    Rzadkością są też grupy, które w okresie Wielkanocy chodzą od domu do domu, zbierając datki czy śpiewając.

    Prof. Roch Sulima, antropolog kultury, zaznacza, że powoli tracimy nawet zwyczaj rodzinnych spotkań świątecznych: - Teraz wszyscy mamy to samo jedzenie z supermarketu i telewizor, bez którego wielu nie wyobraża sobie świąt. Trudniej dostrzec więc potrzebę innego spędzania świąt, np. wyjazdów do rodziny.

    Siuda Baba

    W Małopolsce w świąteczny poniedziałek można było spotkać Siude Baby, czyli parę ubrudzonych przebierańców, która chodząc prosiła o datki. - Każdy, kto chciał je zbierać, mógł się za Siudą Babę przebrać - wyjaśnia Robotycki. Trochę inaczej było w Lednicy Górnej, gdzie do dziś można spotkać straszydło. Sołtys Andrzej Warzecha twierdzi, że chętnych do tej roli nie brakuje. - Za Siudą Babę może przebrać się jedynie kawaler, ale jak tylko założy rodzinę, to jest kilku chętnych na jego miejsce - opowiada.

    Siuda Baba po Lednicy chodzi w asyście cyganów i młodzieży w regionalnych strojach.

    - Śpiewają tradycyjne przyśpiewki i pchają wózek z Panem Jezusem. Każdy kogo spotkają zostaje usmolony. To jednak nic strasznego, bo dzięki temu ma się gwarantowane szczęście przez cały rok - wyjaśnia sołtys Warzecha.

    Gadżet nie sacrum

    Czemu znikają tradycje? - To zjawisko ogólnoeuropejskie - uważa prof. Andrzej Szpociński, socjolog z Collegium Civitas. - Wielkanocnym tradycjom trudniej jest się utrzymać, bo to święto jest opowieścią o śmierci, a nasza kultura ucieka od tego tematu - wyjaśnia prof. Szpociński.

    Dodaje, że na zachodzie już trzy dekady temu tradycyjnie święta obchodzili tylko najgorliwsi katolicy. - Dla pozostałych to raczej okazja do świątecznych wyjazdów.

    Palmie i święconce zapomnienie jednak nie grozi. - Zostaną, ale już dzisiaj utraciły sakralny charakter - mówi prof. Sulima. - To raczej świąteczne gadżety. Mało kto robi palmy własnoręcznie. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia. Prof. Szpociński uważa, że święconką pozostanie, bo to zwyczaj, który nie wymaga dużego wysiłku. - Poza tym wspólne święcenie pokarmów na świąteczny stół jest postrzegane jako okazja do zrobienia czegoś z bliskimi - zaznacza.

    Świąteczne koszyczki też się jednak zmieniają. Proboszczowie przyznają, że pojawiają się w nich nie tylko czekoladowe zajączki, ale i np. chipsy.

    Nieznane, choć tak liczne jak kolędy

    Już nie śpiewamy pieśni wielkopostnych, chociaż śpiewy o męce i zmartwychwstaniu Chrystusa były dawniej popularne. Obecnie nikt już ich nie śpiewa, a wcale nie jest ich mniej niż kolęd. - Na fali zmian niemal zupełnie zniknęła kultura muzykowania. Mamy mniej czasu, a swoje robią też telewizja i Internet - twierdzi muzykolog Grzegorz Kubies. Dodaje jednak, że wpływ ma też brak zrozumienia przez ludzi trudnych kwestii poruszanych w pieśniach. - Przestawiliśmy się na muzykę z odtwarzaczy - żałuje ks. Bogdan Bartołd, proboszcz warszawskiej archikatedry. - A przecież tak przyjemnie byłoby zaśpiewać z całą rodziną "Zmartwychwstał Pan, Alleluja".

    Mariusz Goss, Agnieszka Niewińska, Matylda Młocka
    ("Rzeczpospolita", 31.03.2010)


Strona główna