Przyszedł kiedyś do mnie mój pies
z oczami pełnymi miłości.
Zajrzał mi aż do duszy,
a potem nadstawił uszy
i spytał:
- Gdzie są te kości?
Możliwe, że nieco zbladłem,
jak wszyscy nagle pytani.
- Ja - odparłem - kości nie zjadłem...
Idź, spytaj, może pani?...
Ale on westchnął głęboko
i nawet nie drgnął, fujara,
a potem, zmrużywszy oko,
mruknął:
- Zna pan Cezara?
- Cezara? - rzekłem, nie zmieniając tonu. -
Tego od rzeźnika?
- Nie, tego od Rubikonu...
Czy wszystko jest już wytłumaczone,
Czy jasne jest?
Czy nie?
Skoro ktoś krzyczy:
"Kości rzucone!",
to niech psom, psiakrew, powie gdzie.