Przede mną książka. Lecz już inna.
Wiersze, od których nie potrafię
Oderwać się od dwóch lat prawie,
Książka - rozpaczy mojej winna,
Rozkoszy, smutku i zachwytu,
Śmieję się nad nią, wzdycham, płaczę,
Książka - nowina pełna mitów
I starych słów, i nowych znaczeń.
Tytuł (litery są czerwone):
"Wybór poezyj". Fotografia
Autora w profil nam przedstawia:
Wysokoczoły i brodaty,
Z opuszczonymi w dół oczyma,
Książkę - czy rękę na niej - trzyma,
Za nim, w wazonie, mgliste kwiaty.
Czytam, po stokroć już czytane,
Strofy liściami przeplatane.
Migot poezji i gałązek
Drżąc rozkołysał mą altanę.
Czytałem je pod ławką w szkole,
Czytałem w helenowskim parku
Warkoczykowym pensjonarkom.
I Jej czytałem na przynętę,
Lecz ich słuchała obojętnie.
Czytałem w łóżku i przy stole,
Gdzie każdy łyk rosołu złoty
Popijam haustem złotej strofy,
Nie mówiąc, nie słuchając rozmów...
Czytam, miotany. Dłoń na czole,
A druga na kamiennym stole
Gra werblem niecierpliwym, to znów
Grzebieniem palców po czuprynie
Od czoła aż po kark przepłynie;
To oczy w strofie, to na niebie,
To nogi w węzeł, to pod siebie,
To się przebiegnę po altanie
I głośno powiem jakieś zdanie,
To znów na ławce klęknę - z książki
Ścierając błyskotliwe prążki.
Czytam: "Poezja starych studni"
Tak, to poezja: gdy głos dudni
W chłodnym, spleśniałym mroku studni;
I to poezja: martwy zegar
Milczenie, śmierć, a czas ubiega.
Strych, nieme skrzypce, już bez grajka
I one martwe, jak ten zegar:
Są, ale pieśń się nie rozlega.
Rupiecie strychów - marność, marność,
Znieruchomienie i umarłość...
"Księga, gdzie niezapominajka
Drzemie" - znów marność, zaprzestanie,
Jak zegar, skrzypce: bezruch, trwanie.
Dzieciństwo, pełne snów, oniemień.
Znam to. Przychodzi chwila czasem,
Gdy znużę się hałasem gwarów
I nagle czuję, jak na ziemię
Śmierć spada. Osłupiały drzemię -
"Były dzieciństwu memu lasem Czarów
Zbierałem zardzewiałe Klucze"
I znów rupiecie, graty,
Jak zegar, skrzypce, księga, kwiaty
I strych, i studnia - wszystko stare,
Skazane śmierci na ofiarę;
Tak od zarania do starości
Trwa niszczycielskiej mocy pościg
(I to poezja? Jak latarki
Magicznej cuda na tapecie?).
Wszystko jak ja: motyle, marki,
Odjazdy w wszystkie świata częście,
Sen niedorzeczny... sen jak szczęście
Jak on wie wszystko, ten czarodziej
We Lwowie? Nie. To było w Łodzi.
To było wszędzie i tak samo!
Tak, to poezja, bo - to samo
Raptem z altany mnie wygoni.
Idę jak ksiądz z modlitewnikiem,
Modlę się szeptem o jabłoni,
O srebrnych brzozach nad strumykiem,
O deszczu sennej monotonii,
O rozhukaniu dzwonów dzikiem
- "gdy mi wspomnień dzwon dziś dzwoni,
Stary żal moim jest dzwonnikiem".
Modlę się w słodkich i gorących
Ustach, gdy pachniał bez w ogrodzie -
Ach, i to także było w Łodzi,
Pod nocną burzą drzew szumiących!
Od wolnych ptaków i od włóczęg
Radosnej się mądrości uczę,
Bez celu idę w świat, jak oni,
Przyszłość wesołym witam krzykiem
(I gdy mi wspomnień dzwon dziś dzwoni,
Stary żal moim jest dzwonnikiem...)
... I tak w skrzydlaty prawie sposób,
Na wierszach płynę przez letnisko...
Wtem szepty słyszę innych głosów,
Tak blisko!
I taka jasna dal za rzeką,
Taki na prawo bór ciemnieje,
Na lewo tak się łąka śmieje
Pod białozłotą słońca spieką,
Taka tęsknota za daleką,
Za zbłękitnioną, legendarną
Miłośnie wznosi się pod gardło
I przejmująco bzami dysze,
W rytmy uwodzi i kołysze
W takie tkliwości i bezkresy,
Że, bazgrząc książki marginesy,
W sąsiedztwie Staffa wierszyk piszę!