Przemysław Koźmiński
Przypomniał mi się stary dowcip wojskowy - do czego służy chlebak? Ano, jak sama nazwa wskazuje, służy do noszenia granatów. Przechodząc koło pomnika Stanisława Leszczyńskiego w Nancy (stolicy Lotaryngii we Francji), zadałem sobie pytanie: a król, do czego służy król? Ano służy do królowania, czyli do zarządzania przedsiębiorstwem zwanym PAŃSTWEM. Tylko, że POLSKA w okresie wyboru Leszczyńskiego, czyli pierwszej połowy XVIII wieku była tworem, przy którym przysłowiowy "bajzel" był przykładem porządku, znakomitej rentownej organizacji i respektu dla mamy "kierowniczki". "Ci od Sasa, ci od Lasa." Leszczyński, humanista, istota wrażliwa o pokojowym nastawieniu, na pewno idealista, znakomity organizator, czego późniejsza historia wykazała, w Polsce miejsca nie miał. Wtedy na tronie powinien zasiąść człowiek o pokroju i metodach cara Piotra I, zwanego Wielkim. Owszem - potoczyłyby się niechybnie głowy, ale Rzeczpospolita zostałaby uratowana. Po wielu perypetiach znalazł się więc Leszczyński na tronie Księstwa Lotaryngii i Barru. Miał pomysły, miał ambicje, niestety żadnej już roli politycznej odegrać nie mógł. Aczkolwiek pole działania finansowego miał ograniczone, intendent Ludwika XV ssał Lotaryngię jak cielak krowę to dokonał Leszczyński dużo. Można nawet powiedzieć - bardzo dużo. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jaki był stan zdrowotny ludzi w XVIII wieku, a ubogich w szczególności i jaki był poziom opieki nad chorymi. W Lotaryngii opierała się ona na funduszach z jałmużny publicznej. Za czasów poprzednika Stanisława, księcia Leopolda, aby starczyło pieniędzy dla własnych chorych, siłą wyganiano z miast chromych i chorych żebrzących na ulicach. Mimo tych radykalnych poczynań ciągle brakowało środków na zapewnienie ubogim chorym odpowiedniej opieki. Przez całe życie Leszczyński poszukiwał środków w celu załagodzenia tej sytuacji. Ale dopiero w drugiej połowie swego panowania udało mu się zdobyć odpowiednie fundusze. W 1748 roku przyznał kwotę 1.600 funtów "na ulżenie losu biednym chorym różnych parafii Nancy i wszystkich innych, gdzie jego Majestat posiada zamki i gdzie zakłada swoje rezydencje, nie chcąc, aby istnieli nieszczęśliwi w jakimkolwiek miejscu, które zaszczyciłby swoją obecnością." Fundusz ten nazywano "rosołowym", bowiem poza wiktuałami, drewnem na opał, itd., dostarczano chorym rosół. Jak widzimy "nic nowego pod słońcem". Przynoszenie chorym rosołku to nie wynalazek naszych czasów. Poza ulżeniem losu ubogim chorym, koniecznym stało się uzupełnienie i unowocześnienie szpitalnictwa oraz powstanie nowych, specjalistycznych placówek. Niezbędnym było również wykształcenie personelu pielęgniarskiego. Utworzono więc w Luneville "Zakład Córek Miłosierdzia", co nazwalibyśmy teraz Szkołą Pielęgniarską, bowiem uczono je wszystkiego, co było potrzebne do pielęgnowania chorych. Nawiasem mówiąc - w oryginale nazywały się one "les Filles de la Charité". Wydaje mi się, że znane w Polsce siostry "Szarytki" tak się zwą nie od szarego koloru strojów, które noszą, ale od słowa Charité - Miłosierdzie. Stanisław Leszczyński z własnej kiesy wyciągnął pieniądze potrzebne na adaptację budynku, zakup mebli i utrzymanie sióstr. W Nancy w 1748 roku do kręgu, nazwijmy to Sióstr Miłosierdzia, należało 30 pań, które pod kierownictwem proboszcza odwiedzały chorych i opiekowały się tymi, którzy z tych czy innych powodów nie mogli być przyjęci do szpitali. Była to XVIII-to wieczna, znakomicie zorganizowana "soins a domicile". W razie potrzeby posyłano do pacjenta lekarza opłacanego przez miasto. Zaś "in articulo mortis" posyłano delikwentowi księdza. Jednak sprawna i dobra działalność siostrzyczek ograniczona była terytorialnie tylko do obszaru miasta Nancy. W takiej sytuacji Stanisław Leszczyński w 1750 roku tworzy nową fundację, dzięki której ściąga do Nancy Braci Zakonu Św. Jana. Byli oni bowiem, i to już od połowy XV wieku, wprawni w chirurgii i farmacji. W razie wybuchu epidemii mieli oni także za zadanie leczenie chorych, opiekowanie się rekonwalescentami, a przede wszystkim mieli udzielać ludności porad, w jaki sposób unikać epidemii. Można by to nazwać prewencją, czymś w rodzaju obecnego Sanepidu. Jeszcze w 1739 roku Stanisław Leszczyński ściąga z miejscowości Metz do Plombiers zakonnice, aby opiekowały się tam chorymi podczas 3-tygodniowych kuracji. Warto wspomnieć, że Plombiers - stare, bo znane już od czasów rzymskich uzdrowisko, gdzie po bitwach i przed bitwami odpoczywali rzymscy legioniści, jest pięknie położone w Wogezach. Mocno dziś podupadłe, warte jest odwiedzin oraz - dlaczego by nie - polecenia jako miejsce spotkania koleżeńskiego. W 1752 roku Leszczyński przenosi z Pont Mousson szkołę medyczną i tworzy w Nancy Królewskie Kolegium Medycyny (College Royal de Médecine), które staje się zalążkiem Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu w Nancy. W 1760 roku, a więc mając już 83 lata (królów nie dotyczył 35-cio godzinny tydzień pracy i na ogół na emeryturę nie przechodzili), ma jeszcze dość energii, aby utworzyć fundacje zapewniające utrzymanie i opiekę tym księżom, którym wiek lub zdrowie nie pozwalały na wypełnianie obowiązków kapłańskich. Można by zapytać: A dlaczego akurat księżom? - Ano dlatego, że w tamtych czasach kapłani żyli rzeczywiście w celibacie i w razie potrzeby nie miał się nimi kto opiekować. Jak widać z powyższych faktów, wkład Stanisława Leszczyńskiego w opiekę zdrowotną ludności, jak na tamte czasy, był olbrzymi. A działał on też skutecznie w innych dziedzinach życia społecznego, jak powszechna edukacja, nauki ścisłe, literatura czy filozofia. Wszystko to, czego dokonał, zostało wyryte w kamieniu na Jego pomniku w Nancy. Przechodniu, przeczytaj i zapamiętaj: "Stan", jak go w Lotaryngii nazywają (na wypowiedzeniu "Leszczyński" można sobie zęby połamać) zostawił po sobie wiele pomników i pamiątek. "Ale żadne z nich nie będą tak trwałe, jak pamięć po nim" - napisał Friedrich Melchior von Grimm (nie mylić z braćmi Grimm). I pomyśleć, że Polska takiego króla nie chciała, wolała Sasa-opoja. Taki był niebezpieczny - jeszcze by porządek i jakieś podatki wymyślił. Ciekawe, że Polacy mają Leszczyńskiemu za złe to, czego nie dokonał, a Francuzi zaś chwalą go za to, co zrobił.
|