Fragment książki "Krótki przewodnik po rodzinie"
Pewnego dnia w jednej rodzinie ojciec wyszedł z domu. Wyjeżdżał on dość
często w delegacje, więc w ogóle nie zdziwiło to jego synka, małego Bartka.
Chłopiec jak zwykle dopytywał tatusia, kiedy ten wróci, i chyba nawet nie
zauważył, że tym razem tata nie dał mu konkretnej odpowiedzi. Gdy mijały
dni, a tata ciągle nie wracał, chłopczyk zaczął zasypywać mamę pytaniami
o to, gdzie jest tata i co robi. Mama jednak nie odpowiadała na nie konkretnie,
a była przy tym jakaś bardzo smutna. Kiedy Bartek stał się w swoich pytaniach
bardzo natarczywy, mama wzięła go na kolana i płacząc, powiedziała:
W pierwszej chwili Bartek zupełnie nie zrozumiał, co to znaczy. Z dnia
na dzień okrutna prawda docierała jednak powoli do jego dziecięcego serca.
Był to dla niego wielki wstrząs. Bartek bardzo kochał ojca i nie wyobrażał
sobie życia bez niego. Chciał dzwonić do taty, pisać do niego list, nawet
natychmiast do niego jechać. Mama jednak nie pozwalała mu na to, mówiąc,
że nawet nie wie, gdzie jego tatuś obecnie przebywa. Kiedyś powiedziała
tylko:
Bartek, który był ministrantem, bardzo mocno chwycił się tej myśli i już następnego dnia napisał gorący list do Pana Boga z prośbą o powrót taty. List ten zaniósł do pobliskiego kościoła i położył na ołtarzu. Kiedy kręcił się w prezbiterium, zauważył go ksiądz proboszcz. Znał on Bartka i jego sytuację rodzinną. Bardzo się wzruszył, gdy po wyjściu chłopca z kościoła przeczytał znaleziony na ołtarzu list. W ciągu następnych dni chłopiec nadal martwił się nieobecnością taty.
Przejmował się tym wszystkim tak bardzo, że aż się rozchorował. Gdy już
drugi dzień leżał w łóżku, stała się rzecz niezwykła. Odwiedził go tatuś!
Bartek bardzo się ucieszył. Dopytywał się, czy tata zostanie już z nimi
w domu. Ojciec jednak wykręcał się od podania jasnej odpowiedzi. Gdy rozmawiali,
zupełnie niespodziewanie w odwiedziny do swojego chorego ministranta przyszedł
ksiądz proboszcz. Tata chłopca ogromnie się zmieszał, widząc kapłana, i
już po kilku minutach powiedział:
Na podwórku, po wyjściu z klatki schodowej, ksiądz proboszcz powiedział
do taty Bartka:
Kilka dni później ojciec znowu odwiedził Bartka, ale tym razem był
jakiś inny. Rozmawiał serdecznie, śmiał się i żartował, a potem zamknął
się z mamą w kuchni, gdzie bardzo długo rozmawiali. Potem przyszli razem
do pokoju Bartka. Mama była zapłakana, ale... śmiała się przez łzy. A tata
podszedł do swojego synka, ucałował go i powiedział:
Dziecko, które mocno kocha swoich rodziców, może być dla nich jak powietrze,
bez którego oboje nie mogą żyć. Świadomość tej dziecięcej miłości może
im pomóc przetrwać trudne chwile małżeńskich kryzysów. Nie znaczy to oczywiście,
że jeśli zdarzy się inaczej, jeśli mama i tata nie przetrwają trudnych
chwil, dziecko będzie za to odpowiedzialne. Niekiedy bywa jednak tak, że
gdy rodzice, którzy myślą o rozwodzie, zobaczą miłość swoich dzieci, ich
ogromny ból, rozdarte serce syna czy córki, zmieniają swoją postawę. To
chyba miał na myśli pewien mały chłopczyk, który w czasie dialogowanej
homilii w kościele powiedział do mikrofonu:
Fragment książki "Krótki przewodnik po rodzinie" ks. Piotra Pawlukiewicza (Wydawnictwo Znak, Kraków 2023). Umieszczono na stronie "Listów z krainy snów" za zgodą Wydawcy. Serdecznie dziękuję. Jarosław Kosiaty
|