i cóż mi z tego, nie piszesz do mnie
więc drę w kawałki do ciebie listy
na powrót składam wyrywam śmierci
mozół i męka nie znajdę wszystkich
jednym impulsem miażdżę uczucia
w białych szpargałach są nawet śmieszne
kiedy tak lecą w ostatnią podróż
cisza na trąbce grana szelestem
giną wzgardzone niepoświęcone
zarodki chęci ledwie zamysły
widać zgłupiałam powinnam spalić
miałabym w oczach chociażby iskry