Łza

Joanna Drażba


      Kap... i spadła. Roztrzaskała się o realia.
      A toczyła się tak spokojnie po twarzy.
      Po twarzy bez wyrazu, przeźroczystej.
      Lecz cicho! Bo dusza tej mgły jeszcze marzy.

      Kap... i spadła. Rozbiła się o rzeczywistość.
      Była zbyt słaba, nieziemsko delikatna.
      Przeraziła ją wymarzonych perspektyw mglistość.
      Ona jest przecież dziecinnie jedwabna i księżycowa.

      Kap... i spadła. Zderzyła się z prawdą.
      Łza, która szuka szczęścia i oparcia
      A spotyka się z bezlitosną pogardą
      I brakiem tolerancji, współczucia. Boi się starcia.

      Kap... O nie! Już nic nie spada.
      Skończyły się łzy. Brak im sił na rzeczywistość.
      Zrozumiały, że nic nie pomogą,
      Są cicho. Chcą zachować swoją swoistość.

      Nie ma już nic, co by mogło spływać po twarzy.
      Nie ma już łez, które załamywały promienie świata.
      Nie ma już sił na płacz. Każdy swą wartość waży
      i zdejmuje odważniki. A może waga jest zepsuta?

20 lutego 1987

(z tomiku wierszy "Za parawanem powiek", Poznań 1999;
autorka zmarła w 1995 r. w wieku 24 lat w wyniku choroby nowotworowej)


Strona główna