W milczeniu

Bogdan Solnica


    "Meldowani na tej ziemi tymczasowo..."
    Agnieszka Osiecka

    Świat

    Rozpoznanie było ponure, leczenie bliskie sadyzmowi, i w efekcie znalazłem się tutaj - w najlepszym miejscu dla ludzi w mojej sytuacji. Świetne warunki, profesjonalna opieka i żadnych szans. Mój świat skurczył się do kilkunastu metrów kwadratowych, komfortowych, nie powiem - ściany i podłoga w pastelowych barwach, wygodne łóżko projektowane chyba w NASA, pięćdziesięciocalowy telewizor, telefon, Wi-Fi. Coś jakby wywczasy... Ten mój nowy świat zaludnia kilka osób istniejących tu dla mnie. Profesjonaliści w każdym calu - uprzejmi choć stanowczy, wiedzą, co się dzieje, spojrzawszy tylko na mnie. To wygodne, lubię profesjonalistów.

    Z drugim światem, tym na zewnątrz mojej pastelowej enklawy, pożegnałem się. Po cichu, bez fanfar i błysków fleszy. Mało kogo to zresztą obchodziło. Najtrudniej było zatrzasnąć drzwi za wszystkim, co tam robiłem i czego dokonałem. Ale zatrzasnąłem. Definitywnie. Przed moim "urlopem" wykonałem wszystkie konieczne ruchy, dokonałem niezbędnych formalności. Zostawiłem swoim ludziom samograj, świetnie działającą w tym interesie maszynę. Jeśli nic nie spieprzą, jeszcze długo będą w obiegu. Lubię tę myśl, jakoś z nią łatwiej. Czasem dzwonią, nie odbieram. Wiem, że nie mają żadnych realnych problemów. Są dobrzy, dają radę. Dzwonią, bo czują, że powinni, i to jest szczere, autentyczne. Nie odbieram, nie rozmawiam z nimi, tak mogę coś jeszcze dla nich zrobić.

    Czuję się taki wyrwany z korzeniami, choć ten świat na zewnątrz nie daje o sobie zapomnieć. Jakoś nie umiem wyłączyć mojego olbrzymiego telewizora, więc wdzierają się wiadomości, komentarze, opowieści, sport, muzyka. Słucham, oglądam pracowicie budujących napięcie dziennikarzy, różnej proweniencji intelektualistów z Wiejskiej, filmy, koncerty, mecze Ligi Mistrzów i... nic, żadnych emocji, zainteresowania. Są tylko przyswajane przez mózg informacje, absorbują, nie robiąc żadnego wrażenia i, jak się teraz mówi, pokrywają ten najważniejszy poniekąd dla mnie temat. O nim też nie warto myśleć. Czuję jednak jakąś tęsknotę, żal, że się nie irytuję, słuchając idiotyzmów i nie zachwycam się najpiękniejszym bramkami strzelanymi przez piłkarskie gwiazdy. To wszystko jest jakąś transmisją z kosmosu. Tamten świat nie istnieje, został ze mnie wyresekowany. Szkoda, że akurat on...

    Słowa

    Nie mówię. To nie był żaden zamiar, plan, tak jakoś wyszło. Najpierw przestałem odpowiadać na pytania typu "Jak się pan dzisiaj czuje?". Jakby nie wiedzieli... Później przestałem mówić cokolwiek na swój temat. Słowa nie są mi potrzebne do kontaktu z ludnością mojego świata, potrafią inaczej się dowiedzieć, co u mnie słychać. W końcu zamilkłem zupełnie. Zrozumieli, uszanowali i chyba nawet im się spodobało. Chyba nie chodziło mi o to, żeby mieć po prostu spokój. Słowa zwyczajnie przestały być potrzebne. Bo co dla mnie na tym cholernym kosmicznym łóżku znaczą praca, plan, konkurencja, giełda, pieniądze, zysk, strata, sukces, porażka czy też przyjaźń, czułość, miłość? Niewypełnione żadną materią, niezwiązane z ludźmi, wydarzeniami, z żadną rzeczywistością są zbędne. Razem z umiejętnością mowy zostały w usuniętym ze mnie, odległym, nieosiągalnym świecie. Narzecze miejscowej ludności zupełnie mnie nie interesuje.

    Ból

    Mój najnowszy znajomy, towarzyszy mi od niedawna, jest u mnie coraz częściej, jest go coraz więcej. Trudna kohabitacja... Próbowałem go ignorować, nie przerywałem toku swoich myśli, śledzenia tego, co się działo na ekranie mojego wielkiego telewizora. Działało do czasu, kiedy nie dało się już myśleć o niczym innym, kiedy przejmował całą świadomość. Sztuczki typu liczenie do stu czy powtarzanie tabliczki mnożenia też nic nie dawały. Ktoś powiedział, że uszlachetnia. No, ja tego u siebie nie zauważyłem. Przeciwnie, on upadla, poniża. To nie tylko mimowolne oddawanie moczu, ale myśli, wrząca we mnie nienawiść do całego świata, jakiś miks żalu, rozpaczy i strachu, wypełniające jaźń błaganie o ulgę. No i łzy, których wcześniej nikt w moich oczach nie widział, a chłopaki przecież nie płaczą. To przecież, kurwa, nie jestem ja. I wreszcie całą rzeczywistością jest Jola i jej strzykawka, potem następna i kolejna...

    Bogdan Solnica
    Laureat II miejsca w Konkursie Literackim
    "Przychodzi wena do lekarza" (2016) w kategorii "proza non fiction"
    ("Gazeta Lekarska" nr 12/2016)


Strona główna