Pan od przyrody

Zbigniew Herbert

      Nie mogę przypomnieć sobie
      jego twarzy

      stawał wysoko nade mną
      na długich rozstawionych nogach
      widziałem
      złoty łańcuszek
      popielaty surdut
      i chudą szyję
      do której przyszpilony był
      nieżywy krawat

      on pierwszy pokazał nam
      nogę zdechłej żaby
      która dotykana igłą
      gwałtownie się kurczy

      on nas wprowadził przez złoty binokular
      w intymne życie
      naszego pradziadka
      pantofelka
      on przyniósł
      ciemne ziarno
      i powiedział: sporysz

      z jego namowy
      w dziesiątym roku życia zostałem ojcem
      gdy po napiętym oczekiwaniu
      z kasztana zanurzonego w wodzie
      ukazał się żółty kiełek
      i wszystko rozśpiewało się
      wokoło

      w drugim roku wojny
      zabili pana od przyrody
      łobuzy od historii

      jeśli poszedł do nieba -

      może chodzi teraz
      na długich promieniach
      odzianych w szare pończochy
      z ogromną siatką
      i zieloną skrzynką
      wesoło dyndającą z tyłu

      ale jeśli nie poszedł do góry -

      kiedy na leśnej ścieżce
      spotykam żuka który gramoli się
      na kopiec piasku
      podchodzę szastam nogami
      i mówię:
      - dzień dobry panie profesorze
      pozwoli pan że mu pomogę -

      przenoszę go delikatnie
      i długo za nim patrzę
      aż ginie
      w ciemnym pokoju profesorskim na końcu
      korytarza liści

Hermes, pies i gwiazda, 1957

Strona główna