Nic się nie stało Gosia Kościelniak
Codziennie o dziewiątej rano wchodzę do studia. Zakładam słuchawki,
poprawiam krzesło, czekam na dżingiel i otwieram mikrofon. Przede mną,
wcześniej, program poranny prowadzą mężczyźni. Zaraz po mnie - też mężczyzna.
Producentami są mężczyźni. Szefami również.
Prawie co dzień witają mnie żarciki, które lecą sobie w eter. Moi koledzy
z radia balansują na krawędzi, oczywiście z wdziękiem, posyłając ku mnie
kilogramy podtekstów uczesanych w poczucie humoru. Bo wiedzą, że mogą.
Bo przecież nie ma nic bardziej ludzkiego, niż damsko-męskie przekomarzanie,
smaczne przepychanki, lekki niewinny flirt, tak zrozumiały dla każdego
człowieka, bez względu na wiek, status, zawód i oczywiście płeć.
I wszystko jest w porządku. Dlaczego? Bo trafiło na kobietę pewną siebie,
mającą poczucie humoru i dystans. I nie czuję się zagrożona, obrażona,
atakowana, osaczona. Bo zawsze mam odpowiedź. Bo wiem, że żartujemy.
A jednak czasem pytają mnie koleżanki, które słuchają radia, czy nie
jest mi niezręcznie, bo przecież ja jedna, ich więcej, mogę liczyć tylko
na siebie... Nigdy nie patrzyłam na to w ten sposób. Liczyć tylko na siebie?
A to jakaś wojna? Potyczka? Dla wielu - tak.
Codzienna nieskończona wojna płci. W pracy, na ulicy, w sklepie. Walka
o godność za wszelką cenę. I to o godność płci, nie swoją, osobiście. Kobieta
pewna swojej wartości i, a może przede wszystkim, zadowolona ze swojej
kobiecości, jest na tyle silna, by nawet nie pomyśleć o tym, że coś jej
zagraża, gdy w powietrzu kłębią się teksty, podteksty, aluzje i żarty o
mocnym zabarwieniu erotycznym albo lekkim zabarwieniu seksualnym. Bo -
że się kłębią, nikt w was chyba nie wątpi. Taka kobieta wie, że ma władzę
nad śliniącymi się niekiedy, tak zwanymi "lubieżnymi wujkami". Wszystko
zależy bowiem od niej. Czy potraktuje to jak żart, czy zignoruje, czy też
bezlitośnie wyśmieje lub odda tym samym, co z resztą rzadko się zdarza.
Bo kobiety zwykle mają klasę.
Ale co się dzieje, gdy kobieta wcale nie czuje się super fantastyczna?
Gdy wcale nie jest pewna siebie? Jest zmęczona? Ma kłopoty? Jest zbyt wrażliwa?
Albo, gdy po prostu nie ma ochoty na ciągłe odpieranie powtarzanych do
znudzenia propozycji skrzyżowania płci (oczywiście - tak po koleżeńsku).
Zaczyna się problem.
Obrazić się? Niewiele daje a i sympatii nie przysparza. Nasłać na kolegów
swojego mężczyznę niczym tatę na rówieśników w przedszkolu? Nie każdy mężczyzna
się da namówić, bo niewyraźna jest tu linia pomiędzy czymś, o co można
mieć pretensje, a czymś za co należy się wybicie jedynek.
Fuknąć kilka razy? Zostanie odebrane jako "specyficzny rodzaj flirtowania"
(przecież uwielbiacie tak to interpretować). Rozpłakać się? No, tylko nie
to. Wtedy dopiero się zacznie. Pocieszanie, pogłaskiwanie, przytulanie,
wmawianie, że ona jest wspaniała, co za skurczybyk, ostatni dureń ją skrzywdził!
Iluż panów profesorów, docentów i magistrów na uczelniach, w zacisznych
zakurzonych pokoikach pozwalało sobie na malutkie i większe przesady? W
czasie umawiania się na egzaminy, w czasie samych egzaminów, gdy pojedynczo
oczywiście zapraszało się nieśmiałe, zawstydzone studentki. Odprowadzało
się je potem do drzwi biorąc pod rękę i niechcący sprawdzało, czy studentka
nosi biustonosz. I jak bardzo. Obrzydliwe? Zupełnie niestety normalne.
A przecież nie każda młoda dziewczyna ma w sobie siłę rozpętania burzy,
tym bardziej, że sprawa niewyraźna i nie do udowodnienia. Może się jej
wydawało. A i profesor ceniony. I - w sumie - nic się nie stało.
Potem przychodzi się do jednej, drugiej pracy. Idzie trzecią i czwartą
ulicą. Wsiada do autobusów i pociągów. Świat taki nowoczesny, taki rozpędzony
ku kulturze, a wygrywa natura. Ale - przecież właściwie nic się nie stało.
I tak - nic się nie dzieje - na co dzień. Koleżance też nic się nie
stało, gdy szef zapytał ją któregoś dnia "A ty masz piersi?" "Mam" - odpowiedziała
nie wiedząc czego oczekiwać. "To dlaczego nie nosisz?". I rechot. Wszak
żarcik był piersio-rzędny.
Wydaje się, że właściwie nie ma o czym mówić. Daleko jeszcze do molestowania,
poczucie humoru się powinno nosić ze sobą do pracy oprócz piersi i wszystko
będzie grało.
Ale, wierzcie mi, bardzo trudno byłoby mężczyznom wyobrazić sobie sytuację
odwrotną i w niej przetrwać. A jeśli zdarzyłoby się, że kobiety codziennie
w pracy zagadywałyby biednego, porządnego faceta, że dziś się ubrał wyjątkowo
pobudzająco, że koszula opina mu się na piersi smakowicie, że źle mu się
chyba ułożyło wieczorem i z seksu najwyraźniej nici, bo oczy ma jakieś
zgaszone i chęci do pracy brakuje - długo by tego biedaczysko nie zdzierżył.
Szczególnie ten wrażliwy, poważny, życiem zmęczony. A z samochodu gdybyśmy
tak wołały, ucząc się od was "Ej, ciasteczko, wpuszczam cię przed siebie!
No jedź, skarbie, jedź, pokaż, co potrafi twój silniczek...".
I sprawa najciekawsza. W czasie rozmów niektórzy mężczyźni nie patrzą
kobietom w twarz. Ich wzrok opada na dekolt lustrując smakowicie kształt
biustu. Wyobraźcie sobie, że w zupełnie poważnej rozmowie, absolutnie biznesowej,
pani prezes patrzy wyłącznie na wasze... no, powiedzmy, spodnie.
Niemożliwe? Zobaczymy.
Gosia Kościelniak, listopad 2006 |