OC na związek

Gosia Kościelniak


    Koleżanka, zupełnie dorosła osóbka, opowiada mi, że jej mama wróciła ostatnio do domu nucąc pod nosem jak szczęśliwa nastolatka.
    - Co się stało, mamo? Będę miała nowego tatusia? - zapytała ze śmiechem.
    - Jestem szczęśliwa! - mama na to - Bo przeżyłam z mężczyzną trzydzieści pięć lat. I ani dnia dłużej!

    Claude Lelouch powiedział, że w dniu, w którym wynaleziono walizki na kółkach, mężczyźni przestali być kobietom potrzebni. Śmieszne i straszne. A najstraszniejsze jest to, że mężczyźni w to uwierzyli. I to, że wcześniej uwierzyli, że to do walizek byli nam potrzebni.

    Kiedy Lelouch, starszy, mądry mężczyzna mówi, że to kobiety wymyśliły miłość i tłumaczą mężczyznom czym ona jest, a oni się już zupełnie pogubili - zimne mrowie chodzi mi po plecach aksamitnych. Bo my od zawsze, przez wieki, lata, miesiące i dni, wierzymy do bólu, że wy wiecie o co chodzi. Ba! Niektóre z nas nawet wierzą, że wiecie lepiej niż my, i że nas ochronicie przed złem tego świata zamykając w dłoni silnej a czułej. Mrukowatość tłumaczymy jako wewnętrzną mądrość, trzymanie języka za zębami. Trudności z płynnym wypowiedzeniem prawdy - bierzemy za tajemniczość. Chcemy w to wierzyć.

    Patrzę na mapę nieszczęść i rozwodów, które nas otaczają. On odszedł, bo potrzebował przestrzeni. On odszedł, bo się dusił. Bo inne życie dla niego jest lepsze. Bo ona jest dla niego za dobra i on na nią nie zasługuje (ten częsty tekst najlepiej w ogóle udusić nim zakwitnie w głowie, bo większą bzdurą trudno kogoś nakarmić). On uciekł, gdy zachorowała ona, bo nie mógł znieść jak ona cierpi. Ładne.

    I coraz częściej robi się z tego sprawę zrozumiałą, wręcz cnotę - szaloną niezależność niezrozumianych, biednych, tłamszonych mężczyzn.

    Wiem, że morze rozwodów i rozstań to nieznane nam i znane winy obu stron. Ale, sami przyznajcie, ileż razy słyszy się o tym, że kobieta zostawiła mężczyznę, bo był słaby i chory, albo - bo miał duży brzuch? Ileż razy to kobieta odchodzi od rodziny, bo poznała młodszego i słodkiego przystojniaczka, a o dzieciach jakoś... oj, nie pomyślała. Rzadko. Na tyle rzadko, że aż od razu o tym głośno.

    Tak już jesteśmy skonstruowani, mówią wyniki badań. Kobieta ma słabą orientacje w przestrzeni, lepiej rozwiniętą prawą półkulę mózgu i rozwiniętą odpowiedzialność za tych, których kocha. Mężczyzna ma zdolność ścisłego myślenia, brak poczucia humoru na swoim punkcie oraz zdolność czmychania gdy jest niewygodnie. Dodatkowo kobieta nigdy nie zrozumie jaki jest problem w postawieniu wazonu z kwiatami i wodą (!) na telewizorze albo czyszczeniu monitora komputera szmatką z pianką. I czemu on robi o to tyle rabanu. Skoro było ładnie. A być może dla większości mężczyzn to jest znacznie większy kłopot niż jakieś tam nieporozumienia w miłości czy inne fanaberie.

    Kolega podzielił się ze mną kiedyś niesamowitym doświadczeniem. A muszę dodać, że jest na wysokim poziomie duchowego rozwoju. Pewnego razu, w dużym skupieniu, udało mu się przeżyć mistyczne wręcz wcielenie. Uczucie, które go przejęło na wskroś. Otóż zamienił się na kilka chwil z kobietą wnętrzem. I chodzi o wnętrze duchowe. Poczuł nie do opisania, jak mówił, siłę wszechogarniającej miłości, pragnienia bycia kochanym/ą, poczuł świat pełen szczegółów, głosów, bogactwa, rzeczy, na które nigdy nie zwraca uwagi mężczyzna, jak twierdzi mężczyzna. Zapadł się na chwilę w miękki, zmysłowy świat rozedrganej wrażliwości. Wrócił przerażony. Zrozumiał, że nigdy nie zrozumie. I my ich też.

    Myśląc nad tym wszystkim, nad tym, że długotrwały, zgodny związek to rarytas i rzadkość godna umieszczenia w encyklopedii z opisem dla potomnych, dochodzę do pewnego sprytnego wniosku.

    A czemu nie stworzyć ubezpieczeń?

    Ubezpieczenia od zawalenia, załamania, sypania się, pękania, znikania twojego związku. OC jeśli z Twojej winy. AC - jeśli z winy partnera. Ubezpieczenie obejmowałoby nagłe zmiany zdania, wszelkie nieporozumienia rosnące jak dmuchany balon, kłótnie kończące się odległym, coraz bardziej cichym stukotem butów odchodzącego. Specjalnością byłoby ubezpieczenie zdrady, oszukania oraz chwilowych słabości.

    W czym wypłacane byłoby odszkodowanie? Pieniądze się w takiej sytuacji raczej nie liczą, więc może w dalekich, fantastycznych podróżach na siłę, w wesołym towarzystwie. I, w zależności od posiadanego stopnia mściwości w sobie, w dotkliwym ukaraniu strony winnej.

    Aha, oczywiście dostawałoby się na czas leczenia serca partnera zastępczego, w dobrym stanie, miłego, estetycznego, mądrego, inteligentnego, ciepłego, współczującego, obdarzonego poczuciem humoru.

    I wiem, dlaczego jeszcze żadna firma nie ubezpiecza związków od nieszczęśliwych wypadków. Natychmiast by zbankrutowała.

    Gosia Kościelniak, sierpień 2006


Strona główna