Moja żona umarła zanim ją poślubiłem
zanim ją pokochałem
zanim ja ujrzałem
nie wiem nawet jak miała na imię
wiem tylko że piersi jej miały wezbrać
miłością czystą i białą jak mleko
że oczy jej miały oświetlać mi noce
że usta jej miały ogrzewać mi dusze
a ręce jej miałem jak balsam
przykładać sobie do ran
że bez niej jest tu ciemno i zimno
i coraz silniej krwawią
nie zdążyła na swój ślub
ani na miłość
na swoje piersi oczy i usta
na życie
umarła w tysiąc dziewięćset czterdziestym pierwszym
drugim lub trzecim
może jeszcze zanim zaczęła chodzić
mówić a nawet patrzeć
może nie zdążyła się nawet urodzić
to po niej tak pusto w moim hadesie za życia
gdzie wdowcem się urodziłem
i nie ma nawet gdzie interweniować -
nie zdążyła pod mój ślubny baldachim
pod którym czekam do dziś