Pierwszy zakręt gasi światełka autobusu.
Zlizuję ze swoich warg pocałunek,
który musi mi wystarczyć do jutra.
Teraz jestem sam,
łatwiej więc wzruszenie
znajduje dostęp do mnie.
Patrzę w górę,
obok mnie jeżdżą pociągi towarowe.
Powietrze jest bardzo czyste
i na niebie nie brakuje ani jednej gwiazdy.
W domu resztka zupy i radio:
chóry, zawodzenia, psalmy.
Kładę się w jeszcze ciepłym łóżku.
Moje ręce jeszcze są święte.
Rozpamiętuje każdy twój gest, każde dotknięcie.
A pociągi przejeżdżają obok, obok mnie.