Te zmarszczki na twarzy słońca
ten siwiejący księżyc coraz bardziej
zamglony nocą
i ofiara z liści składana przez
drzewa
wciąż jeszcze mężnie potrząsające
wyblakłym pióropuszem
lśniące ciała grabów postrzelane
piorunem czarne wierzby
w chorobie w poniżeniu w kalectwie
połamanych gałęzi
I ten deszcz uparty zawsze tak samo
apelujący do nas:
Poddaj się po cóż opierać się temu
co nieuniknione