Powrót

Zuzanna Ginczanka


      Przegrzmiały już wodospady. Spokojny nadpływa nurt
      szeroką falą uśmierzeń. Obłok drętwieje nad ranem.
      Toczą się niewidzialne kręgle dalekich planet,
      pszczoły zbierają z szypułek ciepły i ciekły miód.
      Skądże ta jasność? Stamtąd. Pachnie młodziutki las,
      strumień białego blasku toczy się i szeleści,
      i wiedźmy szesnastoletnie w wysokich podskokach leśnych
      szukają w trawie piskląt wypadłych tej nocy z gniazd.

      Do lasu wkracza Minerwa, bogini mądrości dojrzałej,
      płynącej z doświadczenia, wprowadzającej ład,
      kieruje pogodne oko na wody, które przegrzmiały,
      bukiecik fiołków z Olimpu poprawia wpięty do szat
      i mówi:

      "Zasłonę wzorzystą zarzuć na rzeczy tajemne,
      w których dojrzeć nie można zarysu ukrytych znaczeń.
      Pogódź się z pozorami. Ze światem połącz się ściśle
      nie rozumieniem męczącym, ale miłością ożywczą.
      Przyśpiesz swój uroczysty powrót do starych prawd
      przy dźwięku mosiężnych trąb, mocnym furkocie wstęg,
      surmach, bębenkach i fletach. Wystarczy zło nazwać złem
      a wiesz już czego unikać, i zbliża się warkot orkiestry.
      Wróć do serdecznych przytuleń czułej miłości rodzinnej,
      do długich uścisków dłoni pięknej i silnej przyjaźni,
      do myśli pobożnych i skromnych, niefrasobliwych rozrywek,
      do pracy nieustannej dokoła godnego dzieła.
      Wreszcie nie szukaj odtąd wielkiej miłości do męża:
      nie ma widomych oznak na rozpoznanie jej.
      Obierz dzielnego młodzieńca i złóż mu czułą przysięgę,
      a szybki płomień przeskoczy z ust łatwopalnych do serca".

      Łagodne krajobrazy rozlane jak jeziora,
      źródła ze snów wywodząc, zalały wszystkie przepaście.
      Żeglują po nich. To powrót z flagą zwiniętą na maszcie,
      po rzeczy, które minęłam albo dostrzegłam nie w porę –

      i oto pomna przestróg widzę i widzę wokół
      rzeczy pełne harmonii, świateł, przepięknych form
      i szlachetnego umiaru. Żaden nie zbliża się sztorm,
      fala jest płaska jak szkło. I już nie pęknie. To spokój.

      Źródło: "Skamander", styczeń-marzec 1938.


      Strona główna