Żegnaj, blasku różowy gasnących wieczorów,
I ty, gwiazdo, co błyszczysz w natchnionym sonecie,
I ty, serce, co kochasz z własnego wyboru,
Przez co ci każdy człowiek ojczyzną był w świecie.
Żegnaj zadumo mędrca, co wśród nocy ciemnej
Pochylałaś się w oknie, gdzie kwitnęły róże,
I szukałaś w obręczach swej wiedzy tajemnej,
Jak nam przedłużyć życie o jedną noc dłużej.
Żegnaj, blada melodio minionego wieku,
Co opiewałaś wolność i miłość narodów,
I płynąc przez gwar miasta i ciszą ogrodów,
Szukałaś, niestrudzona, prawdy o człowieku.
Schylamy się nad wami, jak nad pięknościami,
Które po to wzniesiono, by je strącić potem,
I po to nazywano chmurą i pieśniami,
By je zmieszać z cierpieniem i zadeptać z błotem.
Lecz kto się raz potęgą natchnienia napoił,
A teraz musi liczyć porażki i rany,
Ten należy do słabych i niepokonanych,
I więcej się ciemności i ciszy nie boi.
Bo ciemność go nie zdradzi, a cisza wysłucha,
Pójdą z nim razem ścieżką nieśmiertelnych braci,
I oddadzą mu kiedyś, gdy minie noc głucha,
To wszystko, za czym tęsknił, to wszystko, co stracił.
Na horyzoncie nocy szumią czarne drzewa,
Którym wbito w korzenie ciernie nienawiści,
Cień umarłych przyjaciół żegna cię i śpiewa
Głosem cichszym od szeptu zapomnianych liści.