Pierwsza przechadzka

Leopold Staff

      Żonie

      Będziemy znowu mieszkać w swoim domu,
      Będziemy stąpać po swych własnych schodach.
      Nikt o tym jeszcze nie mówi nikomu,
      Lecz wiatr już o tym szepcze po ogrodach.

      Nie patrz na smutnych tych ruin zwaliska.
      Nie płacz. Co prawda, łzy to rzecz niewieścia.
      Widzisz: żyjemy, choć śmierć była bliska.
      Wyjdźmy z tych pustych ulic na przedmieścia.

      Mińmy bezludne tramwajów przystanki...
      Nędzna kobieta u bramy wyłomu
      Sprzedaje chude, blade obwarzanki...
      Będziemy znowu mieszkać w swoim domu.

      Wystawy puste i zamknięte sklepy.
      Życie się skryło chyba w antypodach.
      Z pudłem grzebyków stoi biedak ślepy...
      Będziemy stąpać po swych własnych schodach.

      Ty drżysz, od chłodu. Więc otul się szalem.
      Bez nóg, bez ramion, w brunatnej opończy
      Młodzi kalecy siedzą przed szpitalem.
      Widzisz: już pole. Tu miasto się kończy.

      Zwalone leżą dokoła parkany,
      Dziecko się bawi gruzem na chodniku,
      Kobieta pierze w podwórku łachmany
      I kogut zapiał krzykliwie w kurniku.

      Kot się pod murem przeciąga leniwo,
      Na rogu człowiek rozmawia z człowiekiem...
      Znowu w sklepiku zjawi się pieczywo
      I znów zabrzęczą rano bańki z mlekiem.

      Przejdą dni ciężkie klęski i rozgromu
      I zapomnimy o ranach i szkodach...
      Będziemy znowu mieszkać w swoim domu,
      Będziemy stąpać po swych własnych schodach.

Martwa pogoda, 1946

Strona główna