Na daszku coś leżało. Ptaszek dziób-dziób-dziób. Śmiało. Zjadł.
Odfrunął wkrótce potem. Normalnym ptasim lotem. W dal.
Wtem poczuł ból szkaradny. O - myśli sobie - ładny Bal!
Dziwna jakaś choroba. Wątroba nie wątroba? Hę?
Pójdę chyba do piachu. Strułem czymś na tym dachu Się.
Coraz bardziej mnie bierze. Może było nieświeże To?
Cóż robić. Ptak też wpada. Kiedy na mieście jada. W dodatku byle co.