Sto lat temu, proszę państwa,
wręcz cudownie nam się żyło.
Nic nam pod oknami nie smrodziło,
Nie trąbiło,
Nie goniło nas po jezdniach,
Nie trącało, Boże broń,
A jeżeli, to najwyżej - koń.
Sto lat temu, proszę państwa,
nie mieliśmy żadnych stresów.
Nikt nikomu nie zazdrościł Fiatów,
Mazd,
Czy Mercedesów.
Nikt nie wiedział jeszcze wtedy,
że to będzie taki szał
I badylarz nawet nie miał BMW
Lecz zwykły ręczny wózek pchał.
Sto lat temu, proszę państwa, nie znaliśmy wielu słówek,
Które teraz zna dokładnie byle jołop,
Byle debil
Czy półgłówek
Gdyby ktoś powiedział "gaźnik" - to to byłby wtedy szok
I "cylinder" znaczył całkiem coś innego wówczas,
Tak, jak co innego znaczył także - "tłok".
Sto lat temu, proszę państwa, absolutnie nie istniało,
Żeby jadąc sobie drogą nagle gumę się łapało.
A my dzisiaj doświadczamy
Stale
Tych współczesnych plag.
Zwłaszcza, kiedy nam się bardzo spieszy
Lub, gdy nam rezerwy w bagażniku brak.
Sto lat temu, proszę państwa, każdy całą noc spał ładnie.
Nie drżał bowiem, że spod domu
Ktoś pojezdkę mu ukradnie.
Z objęć żony nie uciekał,
Żeby w ciemnym oknie stać...
A dziś to w powszechnej modzie!
Dzięki tobie, samochodzie,
Ludzkość nigdy już nie będzie tak spokojnie spać.