W sklepie warzywnym starsza pani wybiera jabłka. Powoli, starannie,
każdemu się przyglądając z uwagą. Wzięła cztery, po chwili, z wahaniem,
jedno odkłada z powrotem. Prosi jeszcze o szczypiorek, płaci trzy dwadzieścia
i wychodzi, kłaniając się uprzejmie.
- To poetka - mówi sprzedawczyni do następnej klientki. W jej głosie
brzmi duma, bo nie w każdym sklepie warzywnym kupują poeci.
- Poetka? - dziwi się klientka. - Nawet nie wiedziałam, że poeci jeszcze
istnieją.
- No, a Szymborska?
- Już nie żyje.
- A ten ksiądz, jakże mu tam? Tischner? - sprzedawczyni nie daje za
wygraną.
- Też nie żyje.
Zapada chwila kłopotliwego milczenia.
- No ale ta jeszcze żyje - wraca do tematu sprzedawczyni.
- Może to ostatnia.
Znowu milczenie.
Po czym sprzedawczyni:
- A ja ten szczypior taki zwiędnięty podałam...