Na Wawelu, proszę pana
Mieszkał smok, co zawsze z rana
Zjadał prosię lub barana.
Przy obiedzie smok połykał
Cztery kury lub indyka
Nadto krowę albo byka.
Nagle raz, przy Wielkim Piątku,
Krzyknął: "Coś tu nie w porządku!".
Poczuł wielki ból w żołądku.
Potem spuchła mu wątroba,
Dwa migdały, płuca oba,
Jak choroba, to choroba!
Smok pomyślał: "Proszę, proszę,
Nie mam zdrowia za dwa grosze
Czas już zostać mi jaroszem".
I smok biedny od tej pory,
By oczyścić krew i pory.
Jadał marchew, jadał pory.
Groch, selery i kapustę,
Wszystko z wody i nietłuste,
Żeby kiszki były puste.
Tak za roczkiem mijał roczek
Smok nasz stał się jak wymoczek
Wprost nie smok, lecz zwykły smoczek.
Odtąd każda mądra niania
Dziecku daje go do ssania.