Co dnia oczekuję na kroki pod drzwiami.
Każdy ruch windy budzi moją czujność.
A gdy zbliża się godzina milicyjna,
przykładam twarz do szyby
i wypatruję tych,
którzy pełnią straże pod domem.
W nocy nasłuchuję,
jak oddycha cisza.
Moi przyjaciele odeszli
ze zwieszonymi głowami.
Pewna kobieta w tramwaju
szeptała do ucha syna -
brakuje nam jeszcze tylko
szubienic.
W poczekalniach komisariatów
wysiadują stare matki i cichutko płaczą.
Otwierają dłonie i przyglądają się mapie
swojej ojczyzny pulsującej w żyłach.
W moim kraju odbywa się
pogrzeb nienarodzonej
wolności.
Lęk stanął na progu
i patrzy
mi w oczy.
1982 r.