Święto Pracy czy "święto grilla"?

Piotr Osęka


    Obchody 1 maja stały się elementem historycznego lamusa. Dla części osób Święto Pracy jest trwale skażone PRL, komunizmem i przeszłością. Dla zdecydowanej większości to „święto grilla” - mówi dr Piotr Osęka z Instytutu Studiów Politycznych PAN.

    PAP: 125 lat temu na ziemiach polskich po raz pierwszy obchodzono Święto Pracy. Czego symbolem jest dziś 1 maja?

    Piotr Osęka: W 2015 r. 1 maja ma bardzo niejasne znaczenia. Dla części osób Święto Pracy jest trwale skażone PRL, komunizmem i przeszłością. Jest traktowane jako święto postkomunistów, wyświechtany, wytarty relikt polskiej lewicy. Dla zdecydowanej większości Polaków 1 maja to „święto grilla”.

    PAP: Jakie znaczenie 1 maja miał przed odzyskaniem niepodległości w 1918 r. i później w międzywojennej Polsce?

    P.O.: Święto Pracy jest nierozerwalnie związane z ruchem robotniczym. W drugiej połowie XIX wieku trwała silna industrializacja. W miastach powstały fabryki, pojawiło się pojęcie „siły roboczej”. Niskowykwalifikowany robotnik mógł być bez trudu zastąpiony innym. Święto Pracy było miarą frustracji społeczeństwa.

    W zaborze carskim, aby nie prowokować policyjnych represji, robotnicy organizowali wiece, a nie pochody. Po 1905 r. 1 maja stał się świętem o charakterze niepodległościowym, z elementami religijnymi. Na ówczesnych pochodach PPS, oprócz pieśni robotniczych, śpiewano „Boże, coś Polskę” i „Warszawiankę”.

    W pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości Święto Pracy miało charakter państwotwórczy. Wznoszono np. okrzyki na cześć Piłsudskiego. Około połowy lat 20. coraz częściej dochodziło do organizowania kilku pochodów. Osobno szli pepeesowcy, osobno Bund, a osobno komuniści. Choć władze wyznaczały odrębne trasy przemarszu, dochodziło do krwawych starć. Każdy pochód miał swoją bojówkę uzbrojoną w noże, pałki i pistolety. Do starć włączali się bezrobotni, czasem kontrmanifestację urządzał ONR. Wbrew propagowanej w PRL wersji, do największych konfliktów dochodziło między PPS a komunistami. Bywało, że na pochodzie padali zabici i ranni.

    Przeciętni obywatele niespecjalnie ekscytowali się pochodami, a częściej narzekali, że pochód paraliżuje całe miasto, że nie działa komunikacja lub brak jest prądu, bo tramwajarze i pracownicy elektrowni właśnie uczestniczą w pochodzie.

    PAP: Co stało się ze Świętem Pracy w PRL?

    P.O.: W PRL 1 maja stał się masowym świętem komunistycznej władzy, zaś obchodzony nielegalnie 3 maja – świętem sprzeciwu, opozycji wobec systemu. Święto Pracy było wielkim, ogólnopaństwowym rytuałem. Był przymus, presja na uczestnictwo. Władza dbała, aby obchody były masowe, w zakładach szykanowano osoby uchylające się od uczestnictwa w pochodzie, grożono zwolnieniem z pracy i innymi konsekwencjami. Jeśli był „kij”, była też „marchewka”. Z okazji pochodu organizowano festyny i kiermasze, na których można było nabyć deficytowe towary.

    Władza przewidziała dla społeczeństwa rolę „statysty” w wielkim, bizantyjskim spektaklu na swoją cześć. Były też inne powody do wyjścia na pochód. We wczesnym PRL, przed powstaniem telewizji, ludzie uczestniczyli w pochodzie pierwszomajowym, bo była to jedyna szansa zobaczenia przywódców, całej wierchuszki zgromadzonej na trybunie.

    Pochód miał w sobie również elementy defilady wojskowej, bo oto społeczeństwo maszeruje przed władzą, pozdrawia ją.

    PAP: Jak antykomunistyczna opozycja obchodziła 1 maja?

    P.O.: Pierwsze objawy niezadowolenia, buntu wobec komunizmu pojawiły się już w maju 1946 r. W latach 50. i 60. zdarzało się, że na pochodzie pojawiały się osoby z szyderczymi transparentami, wyłapywane zresztą przez bezpiekę. Do kontestacji 1 maja dochodziło coraz częściej po studenckich protestach 1968 r. Od 1982 r. opozycja, głównie związana z Solidarnością, organizowała własne pochody, przełamując monopol władzy na Święto Pracy. W Gdańsku opozycjoniści wmieszali się do oficjalnego pochodu. Skończyło się to wielkim pałowaniem przez zomowców i zamknięciem tego oficjalnego pochodu. Milicjanci pobili nie tylko opozycjonistów, ale i osoby popierające władzę. Dla nich była to bolesna lekcja.

    PAP: Czy tradycja 1 majowych manifestacji w Polsce należy już do przeszłości?

    P.O.: Po 1989 r. 1 maja obchodziła już tylko grupa dawnych komunistów, SLD oraz inne organizacje lewicowe. Obchody 1 maja stały się elementem historycznego lamusa. Poza Chinami, nie ma już klasy robotniczej w XIX-wiecznym rozumieniu. Dziś robotnicy wypoczywają raczej przy grillu, na działce, pochód nie stanowi dla nich atrakcji. Pochody pierwszomajowe odchodzą w przeszłość, bo postkomunistyczna lewica słabnie, traci swoje znaczenie na scenie politycznej.

    Rozmawiał Maciej Replewicz. (PAP, 1.05.2015)


Strona główna