Muzyka i medycyna, czyli sztuka i cierpienie

Jerzy Woy-Wojciechowski


    Wielu ludzi kocha muzykę. Jest ona dla nich przeżyciem estetycznym, relaksem, okazją do refleksji, ucieczką od stresu. Dla kompozytorów czy genialnych odtwórców muzyka jest całym życiem. Dla innych ludzi sens życia stanowi medycyna. Są też bigamiści, którzy ukochali obie te muzy - pisze Jerzy Woy-Wojciechowski.

    Medycyna i muzyka to także dwie moje miłości, które towarzyszą mi przez całe życie. O ile ta pierwsza daje wzruszenia i przenosi w świat marzeń, to medycyna nie zawsze spełnia nasze oczekiwania. Boleśnie doświadczali jej niedostatki Mozart, Chopin i wielu innych.

    Sposób na długowieczność

    Od dawna uważano, że dźwięki są remedium na różne choroby. W Egipcie od niepamiętnych czasów stosowano "zar", czyli leczenie muzyką. Wiele sukcesów w muzykoterapii ma zamieszkały w Szwecji egipski kompozytor Abdelrahman Elkhatib, a w Polsce - dr Małgorzata Stańczyk z Poznania i dr Maciej Kierył z Warszawy.

    Funkcje psychiczne i fizyczne podlegające sprzężeniu zwrotnemu mogą być regulowane za pomocą muzyki, a umiejętnie stosowane mogą oddziaływać leczniczo. Niektórzy artyści i aktorzy, dzięki stałej aktywności i umiarkowanemu stresowi, żyli długo, np. Pablo Picasso - 92 lata, Mieczysława Ćwiklińska - 93, Ludwik Solski - 99. Także wielu muzyków dożywało sędziwego wieku.

    Yehudi Menuhin żył 83 lata, Jasha Heifetz - 88, Leopold Stokowski - 95, Artur Rubinstein - 95, a słynny wiolonczelista Pablo Casals - 97. Według prof. Andrzeja Szczeklika muzyka bezpośrednio oddziałuje na mózg. Ludzie ze słuchem absolutnym mają wyraźnie widoczne w NMR pewne skupiska w korze mózgowej odpowiedzialne za ten niezwykły dar. Zawodowi muzycy, z uwagi na precyzję i znakomitą koordynację ruchów, mają bardziej rozwinięty móżdżek oraz płat potyliczny. W porównaniu z innymi mają więcej szarej substancji i mniej jej tracą z upływem lat.

    Pokonały geniuszy

    Choroby, a także niedostatek, sprawiały, że długość życia wielu wybitnych kompozytorów była bardzo krótka. Wolfgang Amadeusz Mozart żył tylko 35 lat, a przyczyną jego śmierci prawdopodobnie było paciorkowcowe zapalenie nerek. Ludwig van Beethoven dożył 57 lat, a zmarł najprawdopodobniej z powodu zapalenia trzustki i marskości wątroby.

    Życie Johannesa Brahmsa ukrócił w 67 r.ż. rak trzustki. Nasz genialny kompozytor Fryderyk Chopin żył tylko 39 lat, a zmarł z powodu gruźlicy, chociaż niektórzy uważają, że powodem jego śmierci była mukowiscydoza. Choć Chopina leczyło aż 34 lekarzy, ówczesna medycyna nie była w stanie mu pomóc. Jan Sebastian Bach i Fryderyk Haendel cierpieli na postępującą chorobę oczu. Obaj byli operowani przez słynnego dra Johna Taylora.

    Niestety. Bach zmarł z powodu pooperacyjnego zapalenia płuc. Operacja nie pomogła również Haendlowi, który wkrótce po zabiegu dokończył swojego żywota. Nicolo Paganini, gdy zaczął chorować, bardzo cierpiał z powodu różnych dolegliwości bólowych. "Dentysta" szarlatan usunął mu wszystkie zęby z dolnej szczęki, a leczenie rtęcią i opium nie przynosiło ulgi. Umierał w cierpieniu.

    Na choroby serca zmarli Stanisław Moniuszko, wyniszczony przez intensywny tryb życia (miał dziesięcioro dzieci i musiał zdobywać środki dla utrzymania rodziny), oraz wybitny skrzypek i kompozytor Henryk Wieniawski. Ofiarami nikotynizmu był Karol Szymanowski, Maurice Ravel Giacomo Puccini, Claude Debussy, Georg Gershwin i Dymitr Szostakowicz.

    Z kolei włoski kompozytor Gaetano Donizetti, który po śmierci żony zaczął używać życia, zaraził się kiłą i zmarł z powodu udaru mózgu. Giuseppe Verdi odszedł sparaliżowany po udarze, podobnie jak Sergiusz Prokofiew. Nikolaj Rimski-Korsakow cierpiał na chorobę wieńcową. Zmarł w czasie burzy, przestraszony uderzeniem pioruna.

    Co by było, gdyby...

    Wszyscy ci wielcy kompozytorzy, najwięksi z największych, z powodu tego, że medycyna w tamtych czasach nie była jeszcze doskonała, żyli krótko. Winę za krótkie życie Mozarta (35 lat), Chopina (39 lat), Czajkowskiego (53), Beethovena (57) i Brahmsa (67) ponosi ówczesna medycyna. Dopiero w 1804 r. Friedrich Sertuerner wyodrębnił morfinę, która pomogła zwalczać ból, przez który tak cierpiał Mozart.

    Dopiero 100 lat po śmierci Chopina zastosowano streptomycynę w leczeniu gruźlicy, a Roentgen na pięć lat przed końcem XIX w. odkrył promienie "X" - zbyt późno dla Fryderyka. Na rok przed rozpoczęciem się wieku XX powstała aspiryna, która byłaby zbawienna w leczeniu chorób stawów Mozarta. Niestety została wyprodukowana dopiero 210 lat po jego śmierci. Jaki komfort życia miałby Beethoven, mając nowoczesny aparat słuchowy?

    Upusty, pijawki, nasiadówki

    Czym leczono Mozarta? "Proszkiem margrabiego", "czarnym proszkiem", sokiem figowym i upustami krwi - ten sposób leczenia, zwany "wampiryzmem", wprowadzony przez dra Broussaisa, przyczyniał się niekiedy do szybszego zejścia z tego świata. Na banalne przeziębienie zalecano po siedem upustów krwi. Nic dziwnego, że Chopin, czując, jak ta terapia go osłabia, często nie wyrażał na nią zgody.

    Ale i pijawki, bańki, "plastry pryszczawkowe", plastry gorczyczne czy homeopatia też nie dawały trwałej poprawy. Mniej groźne niż upusty krwi były, stosowane na bóle brzucha Beethovena, ciepłe nasiadówki i "kuracje pitne", których zażywał Czajkowski, ale i one nie przynosiły trwałej poprawy. Jak byśmy dzisiaj leczyli Mozarta, który cierpiał na rumień guzowaty, błędnie brany za szkarlatynę, miewał częste anginy paciorkowcowe, zaostrzające się co pewien czas reumatoidalne zapalenie stawów, chorował na przewlekłą chorobę nerek, prawdopodobnie przebył wirusowe zapalenie wątroby typu A, ospę, a w 1783 r. chorował na poważną grypę?

    Sam przyznawał (1780), że katar i flegma "towarzyszą mu jak dwaj kirasjerzy", a w 1789 r. narzekał na koszty lekarzy i aptek. Fryderyk Chopin chorował co prawda na częste zapalenia oskrzeli, lecz jego zasadniczą chorobą była gruźlica płuc (później prawdopodobnie także jelit i krtani). Dzisiaj uzyskałby pomoc w każdej poradni ftyzjatrycznej, która mogłaby doprowadzić do jego trwałego wyleczenia. Piotr Czajkowski po przebyciu trzech chorób zakaźnych (odra, ospa, błonica) przez całe życie cierpiał na nerwicę, depresję i choroby psychosomatyczne.

    Z nienajlepszym stanem psychicznym można łączyć jego "rozładowywanie napięcia" przy użyciu alkoholu. Ropień zęba, który w tak ważnym dla Czajkowskiego okresie uniemożliwiał komponowanie czy prowadzenie koncertu, dziś wymagałby krótkiej wizyty u stomatologa. Stosunkowo najciężej przewlekłe choroby doświadczały Ludwika Van Beethovena, który cierpiał na różne przypadłości już od najmłodszych lat.

    Najpoważniejszą z nich była głuchota, która od 25 r.ż. stopniowo narastała. Drugim poważnym schorzeniem towarzyszącym Beethovenowi aż do śmierci było zapalenie jelit (choroba Leśniowskiego-Crohna), a trzecim - wirusowe zapalenie wątroby, które w efekcie doprowadziło do marskości tego narządu, żylaków przełyku i krwotoków. Ten stan pogarszała jeszcze niesubordynacja mistrza do zaleceń diety oraz zamiłowanie do ponczu, win i piwa.

    Inne schorzenia, jak częste bóle głowy, "dychawiczność", którą można łączyć z przewlekłym zapaleniem oskrzeli, choroba wrzodowa żołądka, kaszel wywoływany ciągłymi przeziębieniami z powodu przebywania w stale niedogrzanym pokoju, zapalenie spojówek - jak sam określał - "melancholia" oraz "dna lub reumatyzm" były dla kompozytora mniej groźne, ale dopełniały historię choroby, którą można by obdzielić kilku chorych. Współcześnie Beethoven uzyskałby pomoc w poprawieniu słuchu. Utrzymywanie właściwej diety i pomoc gastroenterologa z pewnością by wybawiły kompozytora od stałych bólów i uprzykrzających życie biegunek.

    Właściwe leczenie interferonem i rybawiryną mogłoby opóźnić marskość lub nawet jej zapobiec. Także wirusowe zapalenie wątroby typu C jest obecnie uleczalne. Stosunkowo najlepszym zdrowiem i długim życiem (67 lat) cieszył się Johannes Brahms. Miał raczej dobre zdrowie i nawet angina nie przeszkodziła mu w tworzeniu wspaniałego koncertu fortepianowego d-moll. Pierwszą, a zarazem ostatnią poważną chorobą Brahmsa był rak trzustki. Współcześnie zostałby on na pewno wcześnie rozpoznany (USG, CT, NMR), a interwencja chirurgiczna być może przedłużyłaby jego życie.

    Przyjaciele

    Wieki XVIII i XIX to świadkowie niezwykłego przenikania się doskonałej muzyki i jakże ubogiej w tych odległych czasach medycyny. Należy podkreślić, że każdy z wymienionych wyżej kompozytorów przyjaźnił się z lekarzami i to nie tylko dlatego, że zbliżały ich do przedstawicieli medycyny liczne i tak dokuczliwe choroby. Takim wzorcowym przykładem była legendarna przyjaźń Brahmsa z wybitnym chirurgiem Theodorem Billrothem, który był także pianistą, skrzypkiem, altowiolistą, kompozytorem i krytykiem muzycznym.

    Przyjaźń ta była całkiem bezinteresowna, a kompozytor w dowód znakomitej relacji zadedykował chirurgowi muzykowi dwa koncerty smyczkowe z op. 51. Przyjaciółmi Brahmsa byli też wiedeński chirurg i muzyk Franz Schuch, anatomopatolog i muzyk Emil Zuckerkandl, biegły pianista i chirurg Jan Mikulicz-Radecki, znany internista i świetny skrzypek Leopold Schroetter Von Kristelli, lekarz fizjolog, uznany wiolonczelista Georg Engelmann czy Johan Frank, twórca higieny, lekarz i muzyk, który koncertował z Haydnem i Beethovenem. Z kolei najbliższym przyjacielem Beethovena był lekarz Franz Wegeler.

    Beethoven miał przyjaciół lekarzy znacznie więcej, lecz niektórzy popadali w niełaskę, gdy ich leczenie okazywało się mało skuteczne. Przyjaźń z Johannem Malfattim zaowocowała afektem do kuzynki lekarza - Teresy, której mistrz zadedykował powszechnie znany utwór "Dla Elizy". O tym, jak sprawy zdrowia były ważne dla Beethovena, może również świadczyć fakt, że w kwartecie smyczkowym a-moll op. 132, napisanym w okresie, gdy czuł się lepiej, zatytułował obydwa ustępy części trzeciej "Święta pieśń dziękczynna ozdrowieńca" i "Czując nową siłę".

    Myśląc o tych największych geniuszach muzyki, trudno się nie oprzeć wrażeniu, że oni dali ludzkości wszystko, co mieli w sobie najlepszego, a niedoskonała w ich czasach medycyna nie była w stanie im pomóc. Po przeczytaniu niniejszych impresji, w domowym zaciszu, przy dźwiękach wspaniałej muzyki koncertu Wolfganga Amadeusa Mozarta G-dur, skierujmy nasze serdeczne myśli w stronę tych wielkich, których medycyna nie mogła w ich czasach ocalić.

    Lekarze kochają muzykę

    Zamiłowanie do muzyki wśród lekarzy jest częstym zjawiskiem, być może dlatego, że wrażliwość na cudze cierpienie, chęć odreagowania od obcowania z chorobami, śmiercią i trudnymi problemami spotykanymi w praktyce lekarskiej uwrażliwia i sprawia, że sztuka leczenia jest tak blisko sztuk pięknych. Również współcześnie przykładów łączenia przez lekarzy medycyny z muzyką jest wiele, a najlepiej znanym jest lekarz, teolog, filozof, organista i kompozytor, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, zmarły w 1965 r. - Albert Schweitzer.

    Jego wnuczka Christine Schweitzer-Engel jest profesorem psychiatrii w Los Angeles i znakomitą, koncertującą na całym świecie pianistką. W 1999 r. brawurowo wykonała koncerty fortepianowe Mozarta na recitalu organizowanym przez Polskie Towarzystwo Lekarskie w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Wielu lekarzy uprawia muzykę dla przyjemności, jak chirurg Denton Cooley, który jako pierwszy w USA dokonał transplantacji serca.

    Z potrzeby serca grał znakomicie na skrzypcach lekarz i nauczyciel akademicki prof. Tadeusz Kielanowski, a także anatomopatolog prof. Ludwik Paszkiewicz i lwowski pediatra prof. Franciszek Groër. Również dla przyjemności występowali w Teatrzyku Piosenki Eskulap okulistka Krystyna Wieczorek, chirurdzy Jerzy Antepowicz, Karol Taube i Jerzy Jastrzębski, neurolog Konstanty Mrożek, ginekolog Jerzy Proniewski, ortopeda Maciej Brodowski, dentystki Wiesława Proniewska i Felicja Łapkiewicz, interniści Jerzy Kawecki i Jerzy Przedlacki, farmaceuta Romuald Quas de Penno czy autorka Hymnu Lekarzy Alicja Woy-Wojciechowska.

    Eskulap dał bezinteresownie 4 tys. koncertów, m.in. wielokrotnie na tourne w USA i Kanadzie, na Węgrzech i RFN. Oddzielnie należy wymienić wspaniałego kompozytora i lekarza Krzysztofa Komedę Trzcińskiego, autora muzyki do filmów Romana Polańskiego. Nie każdy wie, że słowo "Komeda" zostało utworzone z wyrazów "koło" i "medyków".

    Niezapomniany był koncert w Teatrze Muzycznym Roma w 2011 r. z udziałem ponad stu muzykujących lekarzy m.in. Pleno Titulo Hanny Zajączkiewicz, Anny Kutkowskiej-Kass, Eweliny Sielskiej-Badurek, Krzysztofa Bieleckiego, Adama Torbickiego, Dariusza Kozłowskiego, Antoniego Sydora, Marka Kani, Kuby Sienkiewicza, a także lekarzy dyrygentów Justyny Chełmińskiej (Chór Kameralny WIL z Poznania) i Aleksandry Bakun (chór "Medici pro Musica" z Olsztyna).

    Jerzy Woy-Wojciechowski
    prezes honorowy Polskiego Towarzystwa Lekarskiego
    ("Gazeta Lekarska", 7.05.2020)


    Strona główna