Z płon±c± ¶wiec±
na odwróconej dłoni
płynęła
czarnym powietrzem sceny
jak kolorowa ćma
Unosiła się na palcach
co raz wyżej
w¶ród nie istniej±cych gałęzi
Może na li¶ciu
albo na piórku ptaka
zawisł
ten zagubiony pier¶cień
Cieniutka nitka płomienia
oplatywała swoje biodra
Może w zielonych fałdach
sukni
ukrył się
Giętkie jej palce rozdzielały
niewidzialne pasemka trawy
skrzydełka ¶pi±cych ¶wierszczy
Nisko nad ziemi± rysowała
ostatnie koła blasku
zagubiona
w¶ród czarnych traw
jak jej zaręczynowy pier¶cień
Nieruchomiała
jak zmęczony ptak
Nawet kiedy wybuchły oklaski
trwała nieruchoma
z twarz± przytulon±
do niewidzialnych kaczeńców