Oj, lubicie wy piosenki
z byle jakich słów i nut,
co sprzedają swoje wdzięki,
ale zimne są jak lód,
albo tanim makijażem
pacykują ten nasz świat,
no, a mnie się ciągle marzy
już od kilku ładnych lat...
Taka piosenka, taka ballada,
co byle czego nie opowiada,
bo słów jej szkoda, bo krew nie woda,
bo nagli czas;
taka piosenka, taka ballada,
która naszemu życiu wykrada
w nagłym porywie to, co wstydliwie
skrywamy w nas;
taka piosenka, taka ballada,
co dzień i noc się za wami skrada,
depcze po piętach - czujna, natrętna
jak Anioł Stróż;
taka piosenka, taka ballada,
co wie, kto ciężar na siebie zadał,
a kto swe życie w czek bez pokrycia
zamienił już...
Można wpychać tanie słowa
do piosenki jak pod klosz,
można do niej wynajmować
tanie fakty za psi grosz.
Z tą piosenką ci do twarzy,
ludziom drwina wciąż nie w smak,
ale mnie się ciągle marzy,
ale mnie tak bardzo brak...
Takiej ballady, takiej piosenki,
co po próżnicy gęby nie strzępi,
bo czasu szkoda, bo krew nie woda,
nie woda krew;
a mnie się marzy taka piosenka,
która się gorzkiej prawdy nie lęka,
jest prosta, szczera, słów nie dobiera,
gdy wpada w gniew;
a mnie się marzy taka ballada,
co z cudzych grzechów się nie spowiada,
sercem się rządzi i nie zabłądzi
w tandetny kram.
I zawsze, kiedy nad kartką siadam,
wierzę, że znajdę taką balladę,
że jeszcze kiedyś taką balladę
zaśpiewam wam...