Absolutyzacja
(Opowiem ci o ważnym człowieku...)

Mariusz Szczygieł


    Opowiem ci o ważnym człowieku.
    To był lekarz. Wygooglowany. Pojechałem na Ochotę, przyjmował na parterze. Napis: „Ginekolog - seksuolog”. To mi się nie spodobało, miał być tylko seksuolog. Wchodzę do kawalerki, w małym przedpokoju siedzą dwie kobiety. Drzwi jak w każdym mieszkaniu w bloku, z jakiejś sklejki, z dużą szybą, miałem wrażenie, że razem tam siedzimy w gabinecie na kupie. Wchodzę, bo to była moja godzina. Za drewnianym biurkiem - facet po sześćdziesiątce. - Pana nazwisko. - Krzysztof i tak dalej - mówię po cichu, żeby pacjentki nie słyszały. - Krzysiuńciu usiądzie, ja już zakładam kartę. Rozejrzałem się i zdębiałem. Plakat z Janem Pawłem II, na półkach - rząd encyklik papieskich. Na stole - religijne broszury. Wyjść od oszołoma! A on zaczyna pytania do wywiadu: choroby serca, cholesterol, o!, kłębkowe zapalenie nerek pan ma, a czy ruch uprawiam i tak dalej. Nagle mówi: - Rodzice. - Co rodzice? - Rodzice Krzysiuńcia żyją? - Żyją. - Rodzice wierzący? (No nieeeee, myślę). - Wierzący - mówię, nawet radiomaryjni. Na to on wpisuje do tej ankiety i sylabizuje: - Ra-dio-ma-ry-ja. - A Krzysiuńciu wierzący?

    - Nie - mówię.

    - Nie-wie-rzą-cy.

    Powieka mu nie zadrżała.

    - Żonaty? Partnerka jest? Samotny?

    (Myślę sobie: no to teraz padniesz).

    - Nie - mówię - mam chłopaka od czterech lat. Bardzo udany związek.

    Powieka mu nie zadrżała.

    - Partner, lat...

    - Dwadzieścia pięć - mówię.

    - Part-ner-o-siem-naś-cie-lat-młod-szy... - zapisał.

    - To z czym Krzysiuńcio do mnie przychodzi.

    - Panie doktorze, przychodzę po tabletkę. Od jakiegoś czasu prawie nie mam wzwodu i gdyby pan...

    - Krzysiuńciu tabletki ode mnie tak łatwo nie dostanie... Żeby dostać tabletkę, musi zrobić wszystkie badania. Ale najpierw chciałbym porozmawiać.

    - Proszę - mówię. Bo myślę, że pośmieję się trochę.

    - Popełniamy błąd - zaczyna kazanie. - A dlaczego? Bo absolutyzujemy wzwód! Nie należy absolutyzować wzwodu. To błąd cywilizacji. Przecież jeśli nie dochodzi do rozrodczości, to czy ten wzwód jest zawsze niezbędny?

    - To co robić - pytam, bo facet mnie nawet zaciekawił.

    - Rozpieścić, rozpieścić! Boże kochany, mając tak młodego partnera, który jest zawsze w gotowości, to można jemu dać dużo rozkoszy. Oczywiście pomożemy Krzysiuńciowi i mam nawet podejrzenie, ale najpierw muszę to powiedzieć: wzwód to nie ideał! To jedna z możliwości. Krzysiuńciu mówił o kłębkowym...

    - ...zapaleniu nerek - dokończyłem.

    - Czyli nadciśnienie tu ma swoje źródło.

    - Tu.

    - Jaką tabletkę bierze na nadciśnienie?

    - Rano tę na fał, wieczorem taką betacośtam, powiedziałem.

    - A to wiem, jaką. I chyba, Krzysiuńciu, jesteśmy w domu. Otóż ta tabletka jest wyłącznie dla kobiet i mężczyzn w podeszłym wieku, bez życia seksualnego. Młodzi mężczyźni nigdy nie powinni jej zażywać. Obniża sprawność seksualną! Tylko że lekarze nie zwracają na to uwagi. Jakiś seks? Zabawne, nie? Niech zgadnę: nefrologiem Krzysiuńcia jest kobieta?

    - Jest.

    - Niemłoda?

    - Niemłoda.

    - No i wszystko jasne. Pierwsze, co Krzysiuńciu zrobi, to zmienia nefrologa na mężczyznę około trzydziestki, bo w tym wieku jeszcze można wierzyć w lekarzy. Pójdzie do niego i powie: proszę o zmianę tabletki na ciśnienie. A do mnie przyjdzie za dwa miesiące, gdyby jednak nie tu była przyczyna. Chyba że wszystko się ułoży i w swoim związku Krzysiuńcio stanie na wysokości zadania.

    - Panie doktorze, pan jest katolikiem, prawda...

    - Ja jestem katolikiem, a Krzysiuńciu pacjentem - odpowiedział, jakby wiedział, czemu się dziwię.

    Nie zobaczyliśmy się więcej. Diagnozę miał w dziesiątkę i uratował mi związek z najważniejszym dla mnie człowiekiem.

    Mariusz Szczygieł ("DF", 19.12.2016)


Strona główna