Tylu już bohaterów polskich opowieści
Poznałem osobiście - lub przez ich autorów,
Że trudno ich imiona w gruby sztambuch zmieścić,
Przepisując przez długość - długiego wieczoru.
Liczni huczni szlachcice w połyskliwych blachach,
Starcy srebrem brodaci - tęskniący więźniowie,
Pacholęta kozacze w wiązanych papachach,
Romantyczne kochanki - strojni baronowie!
Jedni pozy tragicznej teatralnym gestem,
Drudzy śmiechu gawiedzi ucieszną swawolą,
Inni jakimś płomiennym w licach manifestem -
Życie wznoszą na kartach - lub umierać wolą!
Cóż więc dziś stworzyć można nad to co już było?
Kogo jeszcze ubierać dla oczu za sceną -
By pióro nie zgrzytało po literach piłą -
A czytelnik nie leczył czytania - migreną!
Kogo pytać o radę? Gdyby żył Beniowski -
Ów rycerz romantyczny - orator fantazji,
Odwiedziłbym sąsiada, bo z mojej wioski -
Lecz dziś - tej byłej - śmiesznie żałować okazji.
Jeno cień jego blady na Parnasu łąkach,
Bytując z Królem-Duchem - echem dzwonnej lutni,
Księżyca łuszcząc orzech w leszczyny koronkach,
Biesiadnikom potomnym mówi - bądźcie smutni!
O, gdybyż choć Twardowski - czarnoksiężnik diabli -
Wiecheć wąsa mi uciął o kryzę księżyca -
To może by poemat urósł cięciem szabli,
Sypiąc polskie trofea na białych stronicach.
A tak własnej żałoby wątła kruchą czarą
Trzeba serce rozdzierać - myślom kruszyć wieka -
I słowem niewybrednym - samotniczą gwarą
Czytać to co jest łzami spisane w powiekach.
(sierpień 1941)