Gdy dyrektor przechodził przez biuro to zrobiła się taka cisza,
Że było słychać nawet jak pchły oddychają na myszach
Siedzących w biurowych norach, i jak muchom zginają się łokcie
I jak księgowej Maniusi odrastają gwałtownie paznokcie
I jak kierownik w myślach robi podwładnych na szaro,
I jak księgowemu Kopcimęckiemu sypie się pierwszy zarost
Oraz jak kontystce Miętusik starzeją się ciepłe papucie,
I jak w buchalterze Serojdaku budzi się nagłe uczucie
Do wspomnianej uprzednio Maniusi, i jak Maniusia myśli: "a chała!"
I jak w zaszczepionym na dur brzuszny Samotraczyku wytwarzają się przeciwciała,
I jak Pipulskiej robią się zmarszczki, i jak Kupścia zgaga piecze
I jak łysieje Superfajczak i mnóstwo innych rzeczy,
Ale to były odgłosy ciche, więc faktycznie panowało milczenie
W którym trzeszczały artretycznie kroczącego dyrektora golenie
I kolana, i w ten sposób dyrektor już się zbliżał do wyjściowych drzwi
Gdy wtem Dreptakowi w żołądku jak zapiszczy coś "pi pi pi..."
A zabrzmiało to w ciszy śmiertelnej jak bomba wodorowa,
Lub raczej - jak się okaże - jak salwa honorowa,
Bo dyrektor, nie przywykły do huku, pomyślał, że coś wybucha
Więc zbladł, zatrzepotał rękami, zadarł nogi i oddał ducha.
I leżał. A żołądek Dreptaka śpiewał nad nim jak zespół "Mazowsze"
Tak, tak... cieplarniane warunki nie zawsze bywają najzdrowsze!