Aleksandra Pezda
Więźniowie czytają bajki, nagrywają je i wysyłają w prezencie swoim dzieciom. Nawet jeśli ledwo potrafią czytać. To nowy sposób resocjalizacji i odbudowy więzi rodzinnych. "Dla więźniów to wielkie przeżycie, płaczą przy nagraniach, trudno im opanować drżenie głosu, rozumieją, czego się pozbawili, popełniając przestępstwo. Dzięki nagraniom jakoś trzymają kontakt z rzeczywistością po tamtej stronie muru" - mówi Aneta Domżalska z fundacji Sławek, która specjalizuje się w programach dla obecnych i byłych więźniów. Areszt śledczy, Mokotów, Warszawa. Sześcioletnia Wiktoria przyszła w przedświąteczną sobotę na spotkanie ze swoim ojcem. Jej różowa sukienka nie pasuje do obskurnego pomieszczenia poczekalni - odrapane ściany, drewniane długie stoły i rozlatujące się krzesła, dookoła kraty. Chmara dzieci kłębi się na kilkunastu metrach kwadratowych, na widzenie z ojcami muszą czekać dwie, nawet trzy godziny. Chaos i dramat. Wiktoria na każde pytanie o ojca uderza w płacz. Inne dzieci z nudów też krzyczą, dorośli się z ich powodu kłócą. No, chyba że przyjdzie Marina z wolontariuszkami. Co sobota przynoszą kartki, kredki i pisaki, rysują z dziećmi więźniów, a potem opowiadają im bajki. Wtedy poczekalnia zamienia się w zwykłe, fajne przedszkole. Wiktoria i inni mają wreszcie zajęcie, przestają pytać o ojców, przestają się niecierpliwić. Nawet stara i znana bajka zyskuje nowy wymiar Marina Hulia, nauczycielka z Rosji, pracuje w dziećmi uchodźców czeczeńskich w Społecznym Gimnazjum przy ul. Raszyńskiej. Postanowiła na własną rękę "odczarować" poczekalnię. - Te widzenia są dla dzieci okropnym przeżyciem. Trzeba więc odwrócić ich uwagę. Pokazać, że nawet w tak strasznym miejscu mogą dziać się dobre rzeczy - mówi. Jej opowiadanie bajek wygląda jak przedstawienie. Dzieci mogą włożyć maski, które im przynosi, rysują bajkowe postaci. Nawet stara i znana bajka zyskuje nowy wymiar. Na moich oczach przekonuje się do tego zamknięta w sobie ośmiolatka, która przyszła na widzenie z ojcem po raz pierwszy. Nie mówi ani słowa, za to przy rysowaniu Królowej Śniegu czuje się bezpiecznie. Na koniec uśmiechnięta pokazuje rysunek starszemu bratu, on go jednak gniecie i rzuca na ziemię. - Im dziecko więcej rozumie, tym trudniej mu zaakceptować sytuację - tłumaczy nauczycielka. - Starsze wstydzą się tego miejsca, czasem są do widzeń przymuszane przez rodziców, choć np. osadzony ojciec je bił. Półtoraroczna Oliwia zna ojca tylko z wizyt za kratkami. Mama przyprowadza ją na bajki w poczekalni nawet wtedy, kiedy nie ma widzeń. Areszt nie budzi już w dziewczynce złych skojarzeń i nie wywołuje stresu. Daje namiastkę życia rodzinnego. Na filmach widać zrelaksowanych więźniów Teraz Marina chce przekonać osadzonych, by sami włączyli się w opowiadanie bajek swoim dzieciom. Czytanie i opowiadanie bajek jest dziś nowym sposobem na skuteczną resocjalizację więźniów. Popularne w Wielkiej Brytanii, gdzie ok. 200 tys. dzieci ma rodziców w więzieniach. Akcja "Tatusiowe i Mamusiowe bajki" (Storybook Dads and Mums) objęła już ok. 100 więzień, nagrywane przez skazanych rodziców audio- lub wideobajki dostaje rocznie ok. 20 tys. dzieciaków. Na filmach widać zrelaksowanych więźniów, którzy opowiadają bajki z maskotkami w rękach, wygłupiają się, śmieją. Daje im to nadzieję, że kiedy wyjdą na wolność, będą jeszcze mieli do kogo wrócić. Dzieciom łagodzi rozłąkę z rodzicami. Dla obu stron oznacza szansę na zachowanie więzów rodzinnych. Autorzy brytyjskiej akcji podkreślają, że dzieci to pomijane ofiary przestępstw - cierpią, bo nie rozumieją przyczyn rozłąki z rodzicami. Czują się porzucone, zapomniane i niekochane. Odczytana zapomnianym głosem ojca czy matki bajka daje im odrobinę bliskości, na którą w inny sposób nie mają szans. Czytanie bajek jest też ważne z innych powodów. Dla niektórych więźniów oznacza powrót do podstaw edukacji - do czytania. Niektórzy nie czytali przecież dzieciom nigdy, również na wolności. - Część nie potrafi czytać. Czasem jest tak, że my odczytujemy zdanie po zdaniu, a więzień je powtarza po nas, i tak go nagrywamy - opowiada Aneta Domżalska z fundacji Sławek, która specjalizuje się w programach dla obecnych i byłych więźniów. Fundacja próbuje przeszczepić brytyjski pomysł - akcja nazywa się "Poczytaj mi". Jest już 300 bajek audio nagranych przez osadzonych w więzieniach i aresztach w Warszawie, Siedlcach i Poznaniu. Czytają złodzieje, zabójcy, mafiosi czy alimenciarze. Każdy ma prawo walczyć w ten sposób o miłość swojego dziecka. Wyłączeni są tylko więźniowie skazani za przestępstwa wobec dzieci. Działacze fundacji montują nagrania, dogrywają efekty specjalne - kroki, wiatr itp. - drukują okładki z rysunków wykonanych przez więźniów. Każda bajka zaczyna się od dedykacji taty lub mamy dla dziecka: "Kochana Kasiu, tatuś przeczyta ci teraz bajkę". A na końcu dodają: "Pamiętaj, że bardzo cię kocham". Bajki fundacja wysyła pocztą do dzieci, czasem za granicę. Najczęściej na urodziny i święta. Dziecko już nie zasypia bez bajki od tatusia - Zdarzają nam się bardzo pozytywne historie - mówi Domżalska. Opowiada, jak skazany na dożywocie nie wierzył w sens tych bajek, mimo to nagrał je dla wnuków. Przedtem się go bały, bo nie znały dziadka. Po nagraniu przychodzą na widzenia i przynoszą mu inne książeczki do poczytania. Żona innego skazanego bała się przyprowadzić do więzienia dwuletnią córeczkę. Teraz dziecko już nie zasypia bez bajki od tatusia. Zaczęła więc z nim przychodzić na widzenia. - Dla więźniów to wielkie przeżycie, płaczą przy nagraniach, trudno im opanować drżenie głosu, rozumieją, czego się pozbawili, popełniając przestępstwo. Dzięki nagraniom jakoś trzymają kontakt z rzeczywistością po tamtej stronie muru - mówi Domżalska. Na co dzień wykłada na resocjalizacji na UKSW w Warszawie, jest też społecznym kuratorem sądowym. Wierzy, że bajki to jedna z najlepszych dróg do resocjalizacji. - Marzę, żeby to nie była akcja, ale zorganizowany, regularny narodowy program. Aleksandra Pezda ("Gazeta Wyborcza", 24.12.2013) |