Kochałem cię namiętnie, płonęło żarem ciało,
Paliły usta moje i wciąż im było mało.
Namiętność tak jak wirus dostała się do krwi,
Jak zwykle to w miłości - brak antyseptyki.
I wtedy kropelkowo prawdziwej grypy wirus
Z ust twoich przeszedł do mnie i we mnie wirus wyrósł.
Otom już jest w malignie, w oczach kataru łza
Ból w gardle, szmery w płucach, a serce, serce łka...
Polopiryno, polopiryno,
tyś jak wiadomo nie dziewczyną.
Gdy moja krew przy grypie wrze,
polopiryno ciebie chcę!
Polopiryno tyś z apteki,
gdzie rzędem stoją świetne leki.
Gdy wirus we mnie rośnie strasznie
Me usta pragną ciebie właśnie.
Żar, który me ciało wzrusza,
to nie namiętność to z wirusa.
Polopiryno ach usłysz skargi,
do ciebie lgnąć chcą moje wargi.
Niech mnie ominie to dilemma,
Że ciebie w tej aptece nie ma.
Polopiryno ulecz ciało,
By znów namiętność nim targała.