Po wygnaniu

Czesław Miłosz


      Już nie goń. Cicho. Jak miękko deszcz pada
      Na dachy tego miasta. Jak wszystko jest
      Doskonałe. Teraz, dla was dwojga budzących się
      W królewskim łożu pod oknem mansardy.
      Dla mężczyzny i kobiety. Albo dla jednej rośliny
      Podzielonej na męskość i żeńskość, które tęskniły do siebie.
      Tak, to mój podarunek. Nad popiołami.
      Na gorzkiej, gorzkiej ziemi. Nad podziemnym
      Echem wezwań i przysiąg. Abyście o poranku
      Byli uważni: pochylenie głowy,
      Ręka z grzebieniem, dwie twarze w lustrze
      Są tylko raz, na zawsze. I niekoniecznie w pamięci.
      Abyście byli uważni na to, co jest chociaż mija
      I w każdej chwili wdzięczni, świętujący wszelkie istnienie.
      Ten mały park, zielonawe popiersia z marmuru
      W świetle perłowym, w letni drobny deszcz
      Niech jak był kiedy pchnęliście furtkę zostanie.
      I ulica wysokich zliszajonych bram,
      Którą ta wasza miłość nagle przemieniła.

Nieobjęta ziemia, 1988

Strona główna