* * * (Zapaliłeś nade mną latarnię...)

Jacek Okoń

      Zapaliłeś nade mną latarnię
      - jakąś gwiazdę, jakiegoś anioła -
      i powietrzem od blasku upalnym
      otoczyłeś jak murem kościoła

      Zapaliłeś mi serce jak węgiel
      a więc jestem i czekam co dalej -
      czy przyjedziesz ognistym zaprzęgiem
      jeszcze rozum jak siano podpalić

      Swoim wiatrem po wargach mnie muśnij
      i z niemego lamenty wykrzesaj
      nie odkładaj szaleństwa na później
      na ciemności w płaczących bezkresach
      na sąsiadów o oczach ogromnych
      na języki co szyję oplotą
      żółć kamienie odkłada na pomnik
      Ty nie odłóż mi Siebie na potem

      Zapaliłeś nade mną latarnię
      jak nad stajnią w Betlejem ubogim
      w mojej stajni tak samo jest marnie
      siano w głowie jest moim barłogiem

      Nie zatrzymuj mnie tutaj bo po co
      wszystkie miejsca już dawno sprzedane
      nie chcę stać pod progami wśród nocy
      i spod progów odchodzić co rano

      Raczej prowadź zaprzęgiem przez ciemność
      w Twoje Progi przytulne przywołaj
      Ty co palisz z litości nade mną
      jakąś gwiazdę, jakiegoś anioła


Strona główna