Zapaliłeś nade mną latarnię
- jakąś gwiazdę, jakiegoś anioła -
i powietrzem od blasku upalnym
otoczyłeś jak murem kościoła
Zapaliłeś mi serce jak węgiel
a więc jestem i czekam co dalej -
czy przyjedziesz ognistym zaprzęgiem
jeszcze rozum jak siano podpalić
Swoim wiatrem po wargach mnie muśnij
i z niemego lamenty wykrzesaj
nie odkładaj szaleństwa na później
na ciemności w płaczących bezkresach
na sąsiadów o oczach ogromnych
na języki co szyję oplotą
żółć kamienie odkłada na pomnik
Ty nie odłóż mi Siebie na potem
Zapaliłeś nade mną latarnię
jak nad stajnią w Betlejem ubogim
w mojej stajni tak samo jest marnie
siano w głowie jest moim barłogiem
Nie zatrzymuj mnie tutaj bo po co
wszystkie miejsca już dawno sprzedane
nie chcę stać pod progami wśród nocy
i spod progów odchodzić co rano
Raczej prowadź zaprzęgiem przez ciemność
w Twoje Progi przytulne przywołaj
Ty co palisz z litości nade mną
jakąś gwiazdę, jakiegoś anioła