żona poety wstaje pierwsza
do miski kota wlewa mleko
wynosi kosz zgniecionych wierszy
i sprawdza wczesny nastrój nieba
poprawia czerwień pelargoniom
strzepuje pyłek z margerytek nasturcjom
szepce więcej żółci
z dumą wdycha pachnący groszek
wraca do domu w kroplach rosy
rozsiewa słodki zapach jabłek
układa ciasto przy herbacie
budzi taktownie bez pośpiechu
wita uśmiechem nowych gości
poprawia obrus na stoliku
wymienia filiżanki kawy
i znika w swojej codzienności
szuka guzika do koloru
rozmawia z plamą na koszuli
żali się czule nad skarpetką
i opatruje ranne swetry
gdy cichnie gwar wraca na palcach
razem się śmieje albo milczy
potem długo rozplata włosy
i cała się zanurza w nocy
żona poety wstaje pierwsza...
żona poety nie istnieje
nie ma imienia ani twarzy
poza domem i poza furtką
nikt nie pyta o matkę wierszy