Żywopłot

Andrzej Waligórski

      Trwa w okolicy popłoch
      I zamieszanie spore:
      Tatko strzyże żywopłot
      Ogromnym sekatorem.
      Zbudził się wczesną wiosną
      Kiejby niedźwiedź w barłogu,
      Przeciągnął się, otrząsnął,
      Wylazł i siadł na progu.
      Otworzył ślipia, sapnął,
      Splunął przed się bez pudła,
      Odegnał muchy łapą,
      Poczochrał się po kudłach,
      Furknął jak wentylator,
      Lub jak słoń znad Zambezi,
      Złapał w dłonie sekator
      I zabrał się do rzezi.
      Hej, w ulewie gałęzi
      Wyrwanych zawieją
      Coś się kłębi, coś rzęzi.
      Jacyś czarci szaleją,
      Jakieś się wilkołaki
      Żrą bestialsko wśród żerdzi,
      Fruwają krzaki-kłaki,
      Coś jęczy i coś śmierdzi.
      Przerżnął się tatko w poprzek,
      Wypadł z gąszczu z łomotem,
      Wydał bojowy okrzyk,
      Hyc i runął z powrotem.
      Znowu wszystko druzgota,
      Tnie, rąbie, siecze w buszu,
      Zajrzał sąsiad zza płota -
      Cofnął się już bez uszu.
      Przyleciał sierżant Miziak,
      Strofował go na próżno,
      Bo tatko dostał hyzia,
      Ciach i lufę mu urżnął.
      Aż wreszcie swoje zrobił,
      Ściął ostatnią roślinę,
      Plac jak pustynia Gobi,
      Żywopłot jak Yull Brynner.
      Wyjął tatko papieros,
      Lecz kiedy go dopalał,
      On - dopiero co heros -
      Nagle sflaczał i zmalał.
      Powiędły mu muskułki,
      Ukazały się gnatki,
      Wreszcie przeląkł się pszczółki,
      Beknął i zwiał do chatki,
      Gdzie swe członki żałosne
      Okrył ciepłą bielizną...
      Tak, tak, raz w roku na wiosnę,
      Każdy z nas jest mężczyzną
      W jakiejś tam specjalności,
      Jak seks, ryby lub koty...
      ...lecz większość bez litości
      Wyrzyna żywopłoty...


Strona główna